Pachnie… czym? Czym tylko zapragnę :)
„Wielka księga kucharska. Gotujemy w domu” Chuck Williams, Kristine Kidd
wyd. Publicat
rok: 2011
str. 640
Ocena: 5/6
Kocham gotować! Kocham piec, pichcić, przyprawiać. Uwielbiam próbować i eksperymentować w kuchni. A najbardziej z tego wszystkiego lubię patrzeć na twarze osób smakujących rzeczy, które przygotowałam. Jedyną wadą przebywania w kuchni, poza oczywistym rozrostem tkanki tłuszczowej, jest konieczność poświęcania czasu na to całe „gotowanie”. Tak, wiem. To co piszę nie do końca jest logiczne. Nie mogę jednak nic poradzić na to, że równocześnie chciałabym gotować i czytać a to, niestety, zwykle jest niewykonalne. Chyba że… przeczytam książkę kucharską. Właśnie taki pomysł zakiełkował w mojej głowie ostatnimi czasy. Jak postanowiłam, tak też uczyniłam.
Do „Wielkiej księgi…” przyciągnęło mnie wiele czynników. Pierwszym, podstawowym i najważniejszym było to, że jest to właśnie książka kucharska. Połączenie dwóch moich ulubionych słów, to jest to! A potem to już poleciało – zachęcająca okładka, grubość (co wskazuje na obszerne podejście do tematu), slogany. Po prostu musiałam mieć tę książkę. Kiedy w końcu ją zdobyłam, zabrałam ją do kuchni, otworzyłam i… no właśnie, co w niej znalazłam? O tym postaram się pokrótce opowiedzieć poniżej.
Już z okładki powala czytelnika tekst: „1000 najlepszych przepisów”. Palce zaczynają mnie świerzbić, lodówka woła, że jest pełna i chce oddać nieco składników, bym coś ugotowała. Zaczynam więc lekturę i tonę… w setkach wspaniałych dań.
Książka składa się z… kilkunastu rozdziałów. I każdy oczywiście opowiada o specyficznym rodzaju dań. Możemy zagłębić się w świat sałatek, potraw z drobiu, sosów, pieczywa, deserów, ciast i ciasteczek i wielu wielu więcej. Na szczególną uwagę zasługuje pierwszy rozdział, który faktycznie ma przybliżyć czytelnikowi gotowanie. „Podstawy gotowania”, bo ten rozdział mam na myśli, zawiera wiele istotnych, z punktu widzenia osoby wybierającej się do kuchni w celu przygotowywania posiłków, a nie jedynie jedzenia, wskazówek. Dzięki tej części książki dowiemy się, jakie jest niezbędne wyposażenie kuchni, jak przebiega gotowanie według przepisu i jakie są podstawowe produkty, które zawsze powinny znajdować się w kuchni. To oczywiście nie koniec, bo ten, w porównaniu do pozostałych, dość krótki rozdział, zawiera również informację o tym, jak posługiwać się nożem, jakie są techniki gotowania i grillowania oraz jak odpowiednio skomponować smak potrawy. Autorzy uznali również, że w ramach podstaw czytelnicy powinni wiedzieć jak przyrządzić wywary mięsne i warzywne, sosy, dipy i inne, uznane przez kucharzy za proste, potrawy. Już lektura tego rozdziału u niejednej stroniącej od kuchni osoby wywołałaby kompleksy i sprawiłaby, że ochota na pichcenie odpłynęłaby w siną dal. Mnie jednak nie zniechęciła i zapewne nie zniechęci nawet jednej osoby, która czuje choć niewielką smykałkę do gotowa.
Dzięki lekturze „Wielkiej księgi kucharskiej” dowiedziałam się wielu rzeczy o których, pomimo uwielbienia dla gotowania, nie miałam pojęcia. Liczne kulinarne sztuczki, fachowe rady i nieznane dotąd przepisy, to tylko kilka rzeczy, które warto docenić w tej książce. Ja doceniłam. I będę korzystać z Wielkiej księgi… latami. Może akurat ta pozycja stanie się dla mnie czołowym przewodnikiem po świecie kulinarnym? Oby. Ze swojej strony polecam ją gorąco. Warto poczytać i… popichcić tak po… domowemu.