Bardzo lubię twórczość pana Sparks'a, dlatego postanowiłam przeczytać „Ostatnią piosenkę” jako kolejną jego książkę. Najpierw miałam styczność z ekranizacją tej powieści, więc ogólne pojęcie na jej temat już posiadałam, co mogło mi zburzyć odbiór książki. Ale czy właśnie tak się stało?
Patrząc na okładkę, którą prezentuje ta lektura, nie bardzo zachęciła mnie ona do czytania. Nie jestem fanką filmowych okładek, gdyż książka i film, to dwie odrębne historie. Niestety, innego wydania nie znalazłam. Musiałam przeżyć widok uśmiechniętej Miley Cyrus.
Veronikę, główną bohaterkę, poznajemy, kiedy ta jest w drodze do swojego rodziciela, u którego wraz z bratem musi spędzić wakacje. Ich mama prowadzi samochód. Można dostrzec na tej początkowej scenie, że nastolatka jest buntowniczką, która nie ma dobrych relacji z własną matką. Jest skryta i naprawdę negatywnie nastawiona do otoczenia.
Rodzice rozwiedli się kilka lat wcześniej, co nastolatka przeżyła na swój własny sposób. Tak samo jak jej ojciec, dziewczyna gra na fortepianie... a raczej grała, gdyż od rozwodu rodziców, nie usiadła do instrumentu.
Po przyjeździe, zamiast przywitać się z rodzicem, wolała od razu pójść na spacer. W okolicy był jarmark, więc Ronnie tam poszła. Kupiła lemoniadę i stanęła blisko miejsca, gdzie rozgrywany był turniej siatkówki plażowej. Na jej nieszczęście jeden z zawodników intensywnie skupiony na meczu i lecącej w powietrzu piłce, rozlał na jej koszulkę słodki napój. Ich pierwsze spotkanie nie należało do zbyt udanych, ale jedno jest pewne, było oryginalne. Nieznajomy to nikt inny, jak tylko Will, chłopak, w którym Ronnie, po zbyt krótkim jak dla mnie czasie, się zakochuje... z wzajemnością oczywiście. To dla niej chłopak się zmienił i poczuł co to prawdziwe życie. Czyli, nic innego jak tylko stare, wszystkim dobrze znane romansidło, które bardzo łatwo przewidzieć.
Na tym jarmarku Ronnie poznaje Galadriel [Blaze], z którą od razu dobrze się dogaduje. Blaze zapoznaje Veronicę z jej chłopakiem Marcusem, który według bohaterki nie jest człowiekiem wartym uwagi. Właśnie on burzy dobrze zapowiadającą się przyjaźń dziewczyn, wmawiając Blaze, że Ronnie go podrywała, co oczywiście było jednym wielkim kłamstwem.
Ronnie nie ma dobrego kontaktu z ojcem. Ma do niego żal za to, że rodzice nie są już razem. Steve stara się być dla córki wyrozumiały i postawić się w jej sytuacji, ale nie jest to prostym zadaniem. Jednak po czasie, jak można się domyślić zaczynają tworzyć się między nimi pozytywne relacje.
Wszechwiedzący narrator opowiada historię z perspektywy kilku bohaterów [Ronnie, Will'a, Steve'a – ojca Ronnie, Marcus'a], więc z łatwością odbiorca może się wczuć w daną postać. Styl Nicholasa Sparks'a jest ciekawy. Powieść czyta się bardzo płynnie, nie odczuwając w ogóle uciekających przez czytelnicze palce kartek. Nie dopatrzyłam się w lekturze żadnych zbędnych opisów, czy dłużących się scen, za którymi osobiście nie przepadam. I chyba nie jestem oryginalna i osamotniona w tym wyznaniu.
Na szczęście powieść nie jest skierowana tylko w stronę nastoletniej miłości Ronnie i Will'a. Opowiada ona także o tym, jak człowiek reaguje w sytuacji, kiedy może stracić kogoś bliskiego oraz o tym, co czuje się już po stracie ważnej dla siebie osoby. Przedstawia również siłę przebaczenia i więzi międzyludzkiej. Pokazuje, że w każdej chwili można odbudować relacje i nadrobić stracony czas. Nigdy nie jest na to za późno.
Sama miłość w kontekście całej powieści nie jest taka zła, jaka mogła mi się wydawać na początku. Między Ronnie i Will'em utworzyły się bardzo zdrowe relacje. Tylko bardzo negatywnie podchodzę do faktu, że działo się to jednak zbyt szybko jak na moje skromne oko. Nastolatka wydawała mi się dość buntowniczą osobą, która zamyka się na wszelkiego rodzaju pozytywne emocje. Sama podczas obserwacji meczu siatkówki stwierdziła, że Will wcale nie jest w jej typie. A tutaj nastąpił taki zwrot akcji. Niespodzianka, a może wcale nie? Mimo tej małej przewidywalności, historia miłosna była nawet urocza i wciągająca. Myślę, że dla Ronnie chłopak był wielką podporą w czasie jej bardzo trudnej emocjonalnie sytuacji.
Jeżeli miałabym wskazać ulubioną postać z książki, wcale nie byłby to idealny o budowie Achillesa, Will. Nie byłby to także dobroduszny Steve, którego naprawdę polubiłam. Mój głos wskazuje, uzależnionego od batonów oraz wyłudzania od ludzi pieniędzy za pożądane informacje, Jonah. W całej swojej postaci był cudowny i bardzo, bardzo uroczy. Sama pożałowałam, że nie mam młodszego brata, z którym mogłabym się pokłócić, a także otrzymać tak wiele dojrzałych rad, prawie jak od najlepszej przyjaciółki. Budziły we mnie smutek jego żale nad swoim losem oraz strach, że straci kogoś bliskiego. Mimo tych ogromnych kryzysów, to bardzo pozytywna postać.
Moją jedną z ulubionych scen w książce wcale nie jest pierwszy pocałunek Ronnie i Will'a. Jest to scena, kiedy małe żółwiki, których para a zwłaszcza młoda buntownicza strzegła jak oka w głowie, wykluwają się ze swoich jajek. Nastolatka wydała mi się bardzo kruchą osobą, czego na pewno nie mogłabym się po niej spodziewać na początku książki.
„Ronnie stała przy boku Willa, ściskając go za rękę, ogromnie szczęśliwa, że spędziła te wszystkie noce przy gnieździe i że odegrała jakąś rolę w cudzie narodzin nowego życia.”
Powieść wzrusza, bawi, zaskakuje. Jest ogromnie interesująca i warta uwagi. Gorąco ją polecam wszystkim wrażliwym osobom. Mnie doprowadziła do łez w paru momentach. „Ostatnia piosenka” jest bardzo emocjonalną historią. Sądzę, że Nicholas Sparks jest niesamowicie zdolnym pisarzem i zaskoczy czytelników jeszcze nie jedną swoją historią.
Recenzja została także opublikowana na moim prywatnym blogu.
http://zeswiatafantazji.blog.onet.pl/