Ostatnia kwadra księżyca – coś pięknego. Powieść magiczna, baśniowa a jednocześnie tak niezwykle życiowa, że czuje się ją każdym zmysłem, wchodzi głęboko pod skórę, penetruje umysł, zasiewa niepokój i budzi wiele emocji.
Krystyna Januszewska otworzyła przed nami świat zwykłych ludzi, zwyczajnych ludzkich dramatów, prawdziwych i nieprzerysowanych. Pokazała jak znaleźć drogę albo przynajmniej jak zabrać się do jej szukania. Pokazała trudny świat przyjaźni i miłości, ich ciemne strony.
Bohaterów tej powieści jest wielu: Mela, Jakub, Janusz, Anna, Dorota, Marek, Magda, Tadeusz, Zofia, Jerzy, Norka i Inka. To grupa przyjaciół z lat młodości. Kiedyś łączyło ich naprawdę wiele, a szczególnie młodzieńcze marzenia, plany i aspiracje. Niestety losy nie potoczyły się tak, jak by tego chcieli. Jedna z nich – Mela trafia do więzienia na 25 lat. Poznajemy ją w chwili sprzed samego zwolnienia, kiedy sama i bezbronna musi rozpocząć nowe życie w świecie, którego w ogóle nie zna. Czy może liczyć na swoich przyjaciół? Wszak oni przez te lata również, choć na wolności, zmagali się z wieloma trudnościami, z bólem, walczyli z przeszłością i z wyrzutami sumienia, nie dającymi spokoju. Ich też los dość boleśnie doświadczył, a świat pokazał im ich miejsce w szeregu. Dla każdego czas płynął inaczej, dla jedynych może nawet się zatrzymał w pewnym momencie. Tak naprawdę nie tylko Mela musi rozpocząć swoje życie na nowo… To, co nowe dotyczy każdego z nich. Czy są na to gotowi?
Niesamowitą ilość tematów porusza autorka, niezwykle wiele prawd przekazuje poprzez losy wykreowanych postaci.
Na przykładzie tych bohaterów widzimy jak życie weryfikuje młodzieńcze marzenia, jak układa własne scenariusze i po prostu przydziela role, nie pytając czy nam odpowiadają czy też nie. To, co można zrobić, to po wielu latach spojrzeć na życie, na swoje dawne decyzje, na siebie z zupełnie nowej perspektywy, Nie zawsze jak się okazuje, człowiek uczy się na własnych błędach. Czasem popełnia dokładnie te same, bo jeszcze za mało się sparzył, nie przekonał się do końca.
A co z pamięcią i wspomnieniami? Przeszłość – ta niezapomniana, niewybaczona sobie i innym w żaden sposób „nie przepuści” do dalszego życia. Nie pozwoli osiągnąć szczęścia, nie da się zapomnieć. Przeszłość niszczy, co widoczne jest na przykładzie Jakuba czy Norki, nie pozwala dostrzec tego, co jest obok, co pozwoliłoby osiągnąć pełnię. Ale żyjąc w zaślepieniu tym, co było, nie jest się w stanie tego dostrzec. Równie mało sensowne jest życie złudzeniami, do niczego nie prowadzi, oprócz kolejnych rozczarowań i bólu.
Co ważne! Zawsze można zacząć od nowa. Ważne, by się oczyścić i to na różne sposoby: poprzez stawienie czoła demonom przeszłości, czy też zaprzestanie spoglądania bez przerwy w krzywe zwierciadło, czy wmawianie sobie pewnych rzeczy. Trzeba być uważnym, bo życie można niezwykle łatwo przespać, przegapić w nim to, co najważniejsze. Ze strachu, zaniedbania czy zwyczajnej nieuwagi.
Odwieczny problem? Komu jest łatwiej żyć na świecie, realiście twardo stąpającemu po ziemi czy marzycielowi, bujającemu w obłokach? Każdy musi na to pytanie odpowiedzieć sam ale autorka udowadnia, że warto mieć marzenia. Czasem na ich realizację trzeba naprawdę długo czekać ale jakże te chwile warte są tego poświęconego czasu.
„Jakie to dziwne, że marzenie w człowieku zostaje na zawsze, tkwi i nie chce odejść w zapomnienie. Jakby się to sobie było winnym, jakby się za to było rozliczanym. Może, myślę o tym czasami, spełnianie marzeń jest warunkiem stawianym przez Boga? Inaczej nie dostaniesz się do nieba, bo tam do grona świętych nie wpuszczają ludzi niespełnionych.”
Jak wielka jest siła, potęga miłości, siła jej rażenia potrafi być większa niż jakiekolwiek inne uczucie. Widzimy to na przykładzie Meli i Kostka, Norki i Lamusa czy Inki i Drawicza. Czasem może to być uczucie destrukcyjne a czasem wręcz przeciwnie.
Wreszcie zgubna siła przyjaźni. Nie zawsze dobrze jest ingerować w czyjeś życie, nawet jeśli to nasz dobry przyjaciel. Nie zawsze warto zmieniać kogoś i pomagać komuś na siłę. Może się to obrócić przeciwko nam. Ale też nie można popaść w całkowitą obojętność. Trzeba znaleźć środek.
Każdy rozdział pisany jest z punktu widzenia innego bohatera. Przedstawia nam on swoje życie aktualne, bądź też wraca do przeszłości, bo to ona ukształtowała życie każdego z nich.
Januszewska nigdy nie mówi do końca, co się wydarzyło, ze wszystkimi wyjaśnieniami czeka prawie do końca. Dopiero wtedy możemy poznać szczegóły. Jest w tym dużo wyczucia, nie na przesadnego tragizmu i egzaltacji. Dzięki temu lepiej możemy wczuć się w każdego z bohaterów, poczuć, co on czuł, wyobrazić sobie, przez co przechodził, kiedy nie wiemy jeszcze wszystkiego do końca. Sami zostajemy jakby z jego wyborami i decyzjami. Doskonały pomysł.
„(…) cała koncepcja czasu wpisana jest w ludzkie życie, i to co było, to co jest, i co będzie w przyszłości stanowi nieodwracalną całość, całkowicie niezależną od tego, jaką zostanie wypełniona treścią.”
Ale ważne, by właśnie za tę treść czuć się odpowiedzialnym. To nasze życie. Przyszłość zawsze jest przed nami i bohaterowie tej powieści, tak jak my sami wciąż mamy szansę, by brać udział w jej tworzeniu.
Polecam, aż brak słów!