Trzecią część przygód załogi statku Odyseja czyta się identycznie jak poprzednie - czyli bardzo szybko i przyjemnie. Akcja toczy się od pierwszej strony i potem już tylko przyśpiesza. Tym razem w grę wchodzą kolejne jednostki ziemskiej floty - najbardziej bawi spojrzenie na wrogość i podejrzliwość obu potęg militarnych Konfederacji i Bloku Wschodniego, z których każda opracowała swój własny sposób podróżowania do gwiazd i także inną broń. Czy faktycznie w obliczu nowych możliwości eksploracji kosmosu planetę będzie reprezentować kilka potęg? Jeśli określić Odyseję okrętem potężnym, to aż strach sobie wyobrazić co mogłyby oba supermocarstwa zbudować dzieląc się techniką.
Tym bardziej cieszy ukazanie społeczności Ziemi w szerszym spojrzeniu. Do tej pory mogliśmy głównie obserwować zachowania załogi Odysei, jej jednostek oraz statków Priminae. Generalnie wszystkie lokacje ograniczały się do obiektów wojskowych. Tutaj jest inaczej. Poza uprzednio przedstawionymi Drasinami mamy również możliwość obserwowania akcji oczami trzeciej strony. Ale zasadniczo cieszy bardzo fakt ukazania zamieszania na planecie. Większość powieści i produkcji scifi zajmująca się kontaktami z obcymi rasami w XXI wieku traktuje je jako tajemnicę głęboko ukrywaną przez opinią publiczną. Tym razem Currie stanął na wyżynach ujawniając opinii w drastyczny sposób istnienie innych cywilizacji we wszechświecie. Spojrzenie na zmieszanych ludzi, obserwowanie ich reakcji gdy w gruzach legł ich światopogląd - bezcenne. Dodatkowo cieszy fakt, że pisanie nowych postaci idzie autorowi coraz lepiej.
Uwzględniając błędy z poprzednich tomów znalazłem bardzo mało minusów tej części. Nieprawdopodobna jest galopująca przez całą powieść akcja, która nie spowalnia ani na jotę, aby dać wytchnąć czytelnikowi. Do tego angażowanie coraz większych hord wrogów, którzy przepadali w czeluściach kolejnych kul ognia - to już nie pojedyncze okręty, czy flotylle złożone z dziesiątek okrętów - to tysiące. Przypomniało mi to nieco horror "Martwica mózgu", który można było oglądać tylko z uprzednio podłożoną miską na wyciekającą z ekranu krew. Tu było podobnie - powinienem ustawić pojemnik na odpadki po zniszczonych statkach wroga.
Warto sięgnąć po tą pozycję. O ile w poprzednich tomach akcja rozkręca się powoli - tutaj rośnie w tempie wykładniczym. Od książki nie da się oderwać, a jej niewielka objętość jak na powieść sf sprawia, że czyta się z zainteresowaniem i szybko. Widać wyraźnie, że Currie odnalazł się idealnie w roli pisarza. Początkowo miotał się nieco przebierając w stylach. W dwójce pojawiły się odwołania do nauki (Kardaszew, Dyson), teraz nie ma ich tak dużo, ale podstawy działań stara się podpierać naukowo, co sprawia, że Odyssey One staje się solidną pozycją z gatunku science-fiction i military sf.
I oczywiście finał. Tak… finał zapiera dech w piersiach i wprowadza nowe wątki. Zostawia więcej pytań niż udziela odpowiedzi. A przecież to dopiero początek.