„Wpatrywała się w korytarz, tylko to jej pozostało.”*
Wyobraź sobie, że się zakochałaś. Tak na zabój, mocno tak, że racjonalne myślenie odchodzi na boczny tor, a Ty patrzysz na swoją miłość przez różowe okulary. Nagle piękny sen przeradza się w koszmar, dodajmy, że Twój najgorszy koszmar. Spadają Ci klapki z oczu, chcesz się wycofać. I już niby jesteś wolna, czujesz smak wolości, a tu nagle los chyba z Ciebie zadrwił…
A na pewno zadrwił z Mirindy Wood, pracownicy lokalnej gazety, która właśnie zakończyła romans z szefem Richardem. Sam zainteresowany nie przyjął tego do wiadomości I dręczył ją telefonami, gdy pewnego dnia oznajmił, że zaraz u niej będzie dziewczyna aby się z nim nie spotkać udaje się na spacer. Gdy wraca samochód byłego kochanka nadal stoi obok mieszkania. Zdecydowanie wchodzi do domu by powiedzieć mu aby raz na zawsze zostawił ją w spokoju. Niestety nie skierowała do niego owych słów, tak naprawdę już nigdy nic do niego nie powie bowiem Richard nie żył. Jak mogła się domyśleć z miejsca stała się główną podejrzaną, jakby nie było miała motyw według mieszkańców. Wszystko zaczyna się zmieniać gdy I na jej życie ktoś czyha. Kto jest prawdziwym mordercą?
Szczerze? Do tej książki podchodziłam jak pies do jeża. Czemu? A żebym to ja sama wiedziała… Jednak jako osoba lubiąca wyzwania zasiadłam do czytania i… przepadłam. Dosłownie ją pochłonęłam, Od pierwszych stron wciąga i intryguje, buduje napięcie, pozwala tworzyć domysły.
Bałam się, że wątek romansowy będzie dominował w „Osaczonej”, ale na całe szczęście było, że tak powiem po równo. I w żaden sposób mi to nie przeszkadzało. W chwilach gdy napięcie sięgało granic dla chwili oddechu wkradały się romantyczne sceny co sprawiało, że z jednej strony chciało się jak najszybciej odkryć winnego, a drugiej zaś przyjemnie śledziło się rodzące uczucie między Mirandą i bratem zmarłego Chase’m.
Sam wątek kryminalny wystarczyłby aby powieść amerykańskiej pisarki była bardzo ciekawa. Jak wcześniej wspominałam lektura jest niezwykle ciekawa. Od pierwszych stron jesteśmy rzuceni na głęboką wodę I wraz z podejrzaną próbujemy zrozumieć o co chodzi, kto zabił I w jakim celu ona została w to wmieszana. Mimo tego, że mieszkańcy nie patrzą na nią przyjaźnie jest pewna swego I chodzi z podniesioną głową. I tu biłam jej mentalne brawa! Uwielbiam gdy pisarz wodzi czytelnika z nos, pozwala snuć domysły, a potem rozwalać je jednym wręcz słowem. „Osaczona” zapewniła mi tą rozrywkę, kluczyłam, kombinowałam, dumałam każdy mój typ okazywał się błędny. Ależ mnie to irytowało i cieszyło za razem... Zakończenie mnie zaskoczyło gdyż za nic nie podejrzewałam właściwej osoby, nawet przez chwilę. Dałam się zwieść pozorom oraz dowodom, które miałam podane niby jak na dłoni...
Tess Gerritsen stworzyła mieszankę gatunkową, która ze sobą współgra i przyciąga czytelnika jak magnez. Ja osobiście nie mogłam się Od niej oderwać, wiedziałam, że dopóki nie skończę nie odłożę książki. A że naprawdę szybko się czyta wystarczyło kilka godzin aby poznać tą historię. Polecam!
*str.267