Od dłuższego już czasu realizuję własny projekt pt. "Czytaj książki polskich pisarzy". W ten sposób poznałem wielu bardzo utalentowanych ludzi piszących fantastykę i nie tylko. Książki takich pisarzy jak Maria Lidia Kossakowska, Jacek Dukaj, Janusz Zajdel czy Andrzej Pilipiuk są dla mnie klasą samą w sobie.
Kiedy książka "Orędzie." trafiła w moje ręce, niezbyt chętnie po nią sięgnąłem. W końcu Rober Preys to nie polak, ale jak wyczytałem z notki o pisarzu, jest on osobą która już od początku lat 90 ubiegłego stulecia, bierze czynny udział w procesach gospodarczych polski. W związku z tym, z prawdziwą ciekawością wgłębiłem się w świat napisany przez Amerykanina który pokochał Polskę. Miałem nadzieję iż będzie to fantastyczna podróż do alternatywnego uniwersum z polskimi akcentami w tle. W samym utworze dosyć szybko natykamy się właśnie na polskie akcenty, jednakże mnie osobiście one nieco raziły. Nie chodzi o to że w ogóle były wzmianki o moim ojczystym kraju, ale o sposób w jaki autor wplątywał je do swojej powieści. Raziły mnie one albo zbytnią "miłością" do naszego kraju, bo tylko z tego powodu mogę wybaczyć panu Preysowi porównywanie Warszawy do Londynu albo kompletnemu ignoranctwu w dziedzinie znajomości naszych realiów.
Sama książka napisana jest językiem lekkim, na początku przyjemnym i łatwym w odbiorze. Niestety w utworze autor zawarł bardzo dużo patosu narodowego, co mnie osobiste nie napawało dumą, ale wręcz śmieszyło. No ale często w literaturze pisanej przez obywateli USA natykałem się na takie momenty. Utwór nie jest bardzo zaskakujący, zauważyłem w nim wiele odniesień do innych dzieł literackich czy też produktów rozrywki elektronicznej ( jestem zapalonym graczem, a gra która mi przychodziła na myśl czytając "Orędzie" to "Prey" ).
Na zakończenie krótkie podsumowanie. Drogi czytelniku, jeżeli chcesz sięgnąć po książkę wciągającą, interesującą ale z polskimi akcentami, to lepiej wybierz coś Pilipiuka czy Zajdla, bo utwór pana Roberta P. może cię znużyć.