Po lekturze jedenastu opowiadań pióra Ch. B. Divakaruni mam mieszane uczucia. Niestety żadne z nich nie powaliło mnie na kolana. A większość była najwyżej dobra... Być może moje odczucia spowodowane są znajomością kultury indyjskiej, zwłaszcza w kwestii wychowania czy małżeństwa więc tu autorka nie pokazała mi nic nowego. Oczywiście, wyraźnie daje czytelnikowi do zrozumienia, że aranżowane małżeństwa to problem pojawiający się bardzo często nawet poza granicami ojczyzny. Pokazuje też, w jaki sposób poszczególne osoby przystosowują się do takiego stanu rzeczy. Jak widać, nikomu tak naprawdę nie sprawia to szczęścia i radości (pomijając swatki), dlatego też dziwię się, że aranżowanie małżeństw w XXI wieku jest podstawowa formą zamążpójścia.
Korzystając z faktu, iż opisywanie poszczególnych opowiadań jest zupełnie niepotrzebne, a wręcz szkodliwe dla książki, chciałabym zamieścić tu swoje przemyślenia dotyczące kultury i tradycji w Indiach.
Nieustannie dziwię się tak niskiej pozycji kobiety w kulturze hinduskiej. Żona, matka, córka nie mają właściwie żadnej możliwości ingerowania w najważniejsze kwestie dotyczące rodziny. Władzę (w dosłownym tego słowa znaczeniu) dzierżą mężczyźni. Pomijam już fakt zamknięcia żony w czterech ścianach bez możliwości dalszego rozwoju, pójścia do pracy, czy nawet spotkań z przyjaciółmi, bo takie rzeczy mają też miejsce w niektórych częściach Europy. W Indiach mężczyźni decydują nawet o tym, czy kobieta ma urodzić syna czy córkę. Mają wpływ na to, co i jak mówi, w jaki sposób się porusza; wybierają dla swych wybranek stroje, decydują o tym, co pojawi się danego dnia na stole... Mam wrażenie, ze traktują kobiety jak zwierzęta domowe - karmię cię, dbam o ciebie, ale ty masz robić to, czego od ciebie wymagam: masz mnie rozweselać, spełniać moje życzenia, prezentować się i nie ingerować w moje życie. Bo mężczyzna ma swoje życie, a kobieta już nie. Mężczyzna ma swoje dzieci - kobieta wychowuje dzieci swojego męża. Zastanawiam się, kiedy dobiegnie końca taki sposób wychowania - wszystko bowiem wdrukowane zostaje od najmłodszych lat. Strach przed opinią publiczną, strach przed wykluczeniem, w końcu strach nadmiernym szczęściem. W Indiach kobiety boją się wszystkiego, czego nie znają, co jest dla nich obce, nowe i wyjątkowe.
Tyle refleksji na temat kultury i tradycji wychowania. Bardzo szanuję i podziwiam ten kraj za całe to dziedzictwo, które zgromadzone zostało w tym kraju. Moim marzeniem jest wyjazd do Indii w celach turystycznych, ale też w celu bliższego poznania tego niezwykłego narodu i religii. Niestety nigdy nie zaakceptuje formy tworzenia rodzin i ich funkcjonowania, ponieważ prowadzi to do unieszczęśliwiania tysięcy (a pewnie nawet milionów) kobiet, mężczyzn oraz dzieci.
Przejawem minimalnych zmian jest właśnie publikowanie i rozpowszechnianie książek autorek indyjskich ukazujących trudne i skomplikowane emocjonalnie życie ludzi związanych kulturowo z tym krajem. Warto poznawać jak najwięcej takich historii, jakie ukazuje nam Ch. B. Divakaruni. Niestety w jej prozie zabrakło mi jednak świeżości, inności, czegoś, co zmusiłoby mnie do odłożenia książki na chwilę i zastanowienia się nad tym, co zostało mi przekazane. Opowiadania stworzone zostały w tym samym klimacie i ukazywały dosyć podobne problemy. Nigdzie nie odnalazłam na przykład kobiety przedstawionej w złym świetle od początku do końca. Autorka zawsze prędzej czy później wybielała taką bohaterkę. Natomiast mężczyźni to w większości przypadków dyktatorzy, bezuczuciowe roboty pracujące i żądające zapłaty za dbanie o rodzinę. Tak odebrałam ogólny przekaz wypływający z Aranżowanych małżeństw i to najbardziej przeszkadzało mi w pozytywnym odbiorze poszczególnych historii.
Tym, co strasznie mnie drażniło w technicznym odbiorze powieści, to bardzo liczne (!) literówki, zbitki i zjadanie końcowych liter. Wiadomo, że w dzisiejszych czasach programy komputerowe same korygują niektóre błędy, a niektóre podkreślają. Niestety komputer nie jest w stanie myśleć logicznie i niezbyt dobrze orientuje się w polskiej fleksji. I od tego powinni być korektorzy w wydawnictwie. Tym razem widocznie wydawnictwo chciało oszczędzić i albo takowych nie zatrudniło, albo powierzyło to pierwszej z brzegu osobie.
Mam jednak nadzieję, że kolejne powieści Ch. B. Divakaruni bardziej przypadną mi do gustu, chętnie będę po nie sięgać i polecać innym :)