Tym razem moja recenzja dotyczy książki częściowo historycznej, częściowo opierającej się na fikcji literackiej. Jest to „Dolina zabójców”, czyli powieść, której głównym tematem jest planowany przez Adolfa Hitlera zamach na Wielką Trójkę czyli Stalina, Roosevelta i Churchilla w Teheranie. Do zgładzenia przywódców mocarstw zostaje przydzielony oddział szturmowy Edelweiss, czyli jednostka niemieckich strzelców alpejskich.
Oddział Edelweiss i jego przywódca wiedzieli, że szykują się na samobójczą wyprawę. Mimo to przedarli się przez góry Elbrus, stawili czoła wrogim żołnierzom sowieckim i nawiązali współpracę z mało znanymi plemionami. Mimo małych szans na powodzenie akcji strzelcy alpejscy mężnie szli dalej, prowadzili akcje z wiarą na zmianę biegu historii i zapisaniu się w niej jako bohaterowie narodu niemieckiego.
Leo Kessler bardzo ciekawie połączył ze sobą fakty i odwzorował realia wojenne. O takich wydarzeniach i szczegółach nie dowiemy się z podręczników do historii. Na kartach powieści możemy też zobaczyć z bliska postacie rządzące światem, czyli przywódców ZSRR, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Churchill ze swoim nieodłącznym cygarem i szklaneczką „czegoś mocniejszego”, Roosevelt na wózku inwalidzkim i powściągliwy, zachowujący dystans Stalin są dopełnieniem naszych wyobrażeń o tych trzech wielkich osobowościach, których decyzje wpłynęły na losy Europy.
Leo Kessler napisał powieść, od której ciężko jest się oderwać chociaż na chwilę, w napięciu czekamy na to, aby dowiedzieć się, czy strzelcom alpejskim uda się ich niebezpieczna misja. Mimo, iż mieli oni być mordercami poczułam do nich mnóstwo sympatii. Myślę, że jest to spowodowane tym, że nie mogli odmówić wykonania polecenia. Poza tym cechuje ich odwaga, męstwo i siła. Działają zgodnie z zasadą: „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, wolą być torturowani i zginąć w obronie swoich kolegów. Jest to coś, co automatycznie wzbudza nasz podziw do nich. Wbrew przeciwnościom losu, kaprysom pogody i chorobom walczą dalej o wygraną w wojnie swojej ojczyzny. Ryzykują życiem i tracą je przez to, że są żołnierzami, którzy muszą bezwzględnie wykonywać rozkazy.
Przez czas czytania powieści zastanawiałam się nad lekkością pióra autora i łatwością oddawania nastroju roku 1943. Podczas pisania recenzji spojrzałam na okładkę i z krótkiej notki o Leo Kesslerze dowiedziałam się, że w przeszłości był czołgistą i brał udział w II wojnie światowej. Jako człowiek, który żył w tamtych czasach zdecydowanie wierniej mógł opisać wydarzenia niż osoba młoda, która zna je jedynie ze źródeł historycznych. Oprócz okrucieństw wojny na stronach „Doliny zabójców” można dostrzec nutkę humoru, która wydawała mi się nieco zbyt kontrastowa z krwią, walkami i ciałami padającymi od gradu kul.
Jakie są plusy tej powieści? Niewątpliwie na uwagę zasługuje to, że mimo tematyki historycznej nie jesteśmy zasypywani nudnymi szczegółami i datami, autor pisze bardzo ciekawie i lekko się go czyta. Dodatkowo bardzo podobał mi się oddział szturmowy Edelweiss i jego nieustraszeni żołnierze. Trochę zabrakowało mi informacji przybliżających atmosferę panującą podczas organizacji i w trakcie konferencji w Teheranie. Oczywiście początkowo nie traktowałam książki jako źródła historycznego, ale po jej przeczytaniu zainteresowałam się czy rzeczywiście zamach na trzech przywódców był planowany. Okazało się, że były takie plany, lecz zamachowcy zostali schwytani już kilka dni przed spotkaniem, więc dlatego nie odbiło się to echem i nie dowiadujemy się tego podczas nauki historii.
Czy Leo Kessler zmienił bieg historii i zamach w Teheranie doszedł do skutku? Jak potoczyły się losy pułkownika Stürmera i jego ludzi? Zachęcam do przeczytania :)
Moja ocena: 9/10