Książka Błogosławieni którzy łakną sprawiedliwości Piotra Żymełki zaintrygowała mnie tytułem nawiązującym go biblijnego cytatu i ciekawą okładką.
Autor w tytule sugeruje, że pragnienie sprawiedliwości jest czymś zasługującym na pochwałę, nagrodę. Ale czym jest „sprawiedliwość”? Dla mnie jest poszanowaniem praw innych ludzi i jednakowym ich traktowaniem kiedy dochodzi do złamania prawa.
Fabuła kryminału Piotra Żymełki jest opowieścią o tym, że nigdy nie wiadomo, czy nie przyjedzie nam zapłacić za to, co zrobiliśmy w przeszłości. Czasem zemsta może dosięgnąć po latach, bo jak mówi porzekadło „oliwa sprawiedliwa zawsze na wierzch wypływa” albo też "oliwa nierychliwa, ale sprawiedliwa'.
Autor opisał wydarzenia z dwóch płaszczyzn czasowych współczesności i roku 1985. Wszystko zaczyna się od samochodu, porzuconego na jednym z osiedlowych parkingów w Katowicach. Właściciela nie znaleziono, ale w bagażniku odkryto fragment ciała człowieka, który w latach 80-tych miał wyjątkowo złą reputację. Jak zwykle w takich przypadkach rusza policyjne śledztwo, ale nie tylko policjanci szukają rozwiązania zagadki. Równocześnie przenosimy się jakieś 30 lat wcześniej, bo do roku 1985, żeby poznać Magdę Piórkowską i jej rodzinę. Magda ma 19 lat, właśnie dostała się na pielęgniarstwo i wkracza w dorosłe życie. Co ją czeka, a przede wszystkim co łączy ją z zamordowanym? Zapewniam, że będziecie zaskoczeni pomysłem autora.
Kiedy wytrwały czytelnik dotrze już do końca książki i rozwiązania zagadki, będzie czas na ponowne zastanowienie się nad tytułem i postępowaniem bohaterów. Czy ci którzy zabili są mordercami czy mścicielami, którzy po latach wymierzyli sprawiedliwość? Czy wymierzenie sprawiedliwości i sposób w jaki zostały wyrównane rachunki przyniósł „mścicielom” satysfakcję?
Lata 80-te to czasy, kiedy niektóre grupy ludzi były poza czy ponad prawem. Ale w każdych czasach są tacy ludzie. Takie poczucie bezkarności jest niebezpieczne. Ale czy to daje usprawiedliwienie tym, którzy na własną rękę wymierzają sprawiedliwość? Zapewne większość z nas, jeśli nie wszyscy, opowiedzą się za tym, żeby zaufać sądom w kwestii sprawiedliwości i nie podejmować samosądów. Ale łatwo tak mówić, kiedy sprawa nie dotyczy nas bezpośrednio, kiedy stratę poniósł ktoś inny. Dopiero kiedy przyszłoby nam osobiście znaleźć się w podobnej sytuacji, sami bylibyśmy pokrzywdzonymi, moglibyśmy w pełni zrozumieć postępowanie bohaterów tego kryminału. Dla mnie w opisanej w książce fabule ofiarami nie byli, ci, którzy zginęli, ale ci, którzy zabili. To oni wzbudzili moją sympatię, a nawet szacunek wzajemną miłością, uporem i konsekwencją w szukaniu prawdy.
Błogosławieni którzy łakną sprawiedliwości jest bardzo dobrym kryminałem z Katowicami w tle. Bardzo podobały mi się wtrącenia autora dotyczące historii różnych miejsc w tym mieście. Fabuła jest ciekawa, zarówno wydarzenia z przeszłości jak i aktualne. Realizm opisanych sytuacji jest różny, ale wiele tych wydarzeń mogłoby zaistnieć faktycznie. Powieść czyta się bardzo dobrze, akcja wciąga i sprawia, że trudno się oderwać od lektury. Wprowadzenie dwójki „cywili” do dochodzenia jest ciekawym zabiegiem, pokazuje do jak wielu informacji można dotrzeć nie będąc policjantem. Ten wątek jest także spełnianiem fantazji czytelników, bo chyba każdy z nas kiedyś chciał lub nadal chce rozwiązać prawdziwą kryminalną zagadkę. Poza tym Marek i Paulina są bardzo sympatycznymi ludźmi i ciekawie obserwuje się ich współpracę podczas zdobywania różnych informacji i zmiany zachodzące w ich wzajemnej relacje. Z kolei postać komisarza Zawadzkiego jest postacią tragiczną, smutną, budzi współczucie i nawet jego „łamanie prawa” nie powoduje potępienia. Duże wrażenie zrobiła na mnie postać Magdy Piórkowskiej, jej przeżycia i targające nią uczucia są bardzo typowe dla młodej dziewczyny w tym wieku, realistyczne i prawdziwe.
Zachęcam do czytelniczej podróży do Katowic w trakcie której dojrzalsi czytelnicy znajdą tu czasy swojej młodości, a młodsi ciekawą zagadkę kryminalną z niezbyt odległą historią w tle.