Pamiętam, że latem miałam wielką ochotę na przeczytanie ”Ogrodu wiecznej wiosny”, tym razem nie ze względu na okładkę (swoją drogą jest ona naprawdę śliczna), ale na intrygującą, ciekawie zapowiadającą się historię. Niestety, w bibliotece po tę właśnie powieść była długa kolejka oczekujących. Była tak długa, że nie doczekałam się na wkroczenie do ”Ogrodu wiecznej wiosny” ani latem, ani nawet jesienią. Gdzieś na początku zimy zupełnie o książce zapomniałam.
Pewnego deszczowego dnia (zaraz po świętach), kiedy wracałam do domu już z daleka widziałam jak w zielonej skrzynce pocztowej niczym flaga tkwi biała, mocno namoknięta już koperta. Przyspieszyłam kroku i wyciągnęłam paczkę wprost z rozchylonych, zielonych ust. Rozerwałam mokry papier i moim oczom ukazała się okładka powieści Barrio. Przycisnęłam książkę do piersi i weszłam na podwórze. To niezwykłe, że akurat „Ogród…” do którego tak bardzo pragnęłam zajrzeć sam do mnie przywędrował. Lektura musiała niestety trochę poczekać, ale gdy przyszedł na nią czas byłam nią podekscytowana tak bardzo jak dziecko czekające na koniec wigilii, żeby wreszcie rozpakować prezenty śpiące pod piękną choinką.
Akcja „Ogrodu wiecznej wiosny” rozpoczyna się pod koniec dziewiętnastego wieku w ukochanej przez słońce Kastylii. Piękna Clara Laguna na głównym placu miasteczka spotyka przystojnego Andaluzyjczyka, który oczarowany jej niezwykłą urodą i przepięknymi oczami postanawia ją uwieść i rozkochać. Dziewczyna z początku się opiera, jednak z czasem przystojny myśliwy całkowicie wdziera się w jej myśli. Oboje rzucają się w wir gorącego romansu, który zamienia się w prawdziwy dramat. Okazuje się, że Andaluzyjczyk wcale nie chce poślubić ‘prostej dziewki’, którą jest zakochana w nim do szaleństwa, Clara. Na otarcie łez mężczyzna kupuje młodej, wtedy już ciężarnej dziewczynie, zrujnowany dom oraz podarowuje jej sporą ilość pieniądzy i opuszcza skąpane w słońcu miasteczko. Laguna zaczyna chorować, a jej choroba to zwykła nienawiść. Nienawiść tak wielka, że popycha ją do zemsty. Clara remontuje dom, który z czasem zamienia w dobrze prosperujący burdel. Mieszczanie nie są zadowoleni z takiego obrotu spraw, ale Laguna nic sobie z tego nie robi i zatrudnia coraz więcej dziewcząt „do towarzystwa”, które pomagają swojej gospodyni w prowadzeniu Czerwonego Domu.
Po dziewięciu miesiącach Clara rodzi dziecko, dziewczynkę - Manuelę, a czytelnik dowiaduje się, że kobiety z rodu Laguna są obciążone przekleństwem. Jakim? Zakochują się one raz na całe życie, ale niestety nieszczęśliwie. Owocem owych namiętności są dzieci, zawsze córki, które bez ustanku przeżywają dramaty swoich matek.
Clara nie okazuje miłości Manueli, co sprawia, że wyrasta na kobietę dziwną i nieczułą, a także zawziętą. Postanawia, że oczyści imię rodu Laguna. Po śmierci rodzicielki likwiduje założony przez nią burdel, a sama przyrzeka sobie, że jej córka imieniem Olvido, które oznacza zapomnienie nigdy nie przeżyje serii upokorzeń, zła i okrucieństwa, które trapiły jej krewne.
„Ogród wiecznej wiosny” ma w sobie coś z magii, której nie potrafię do końca uchwycić słowami. Przypomina ona baśń, ale nie taką zakończoną lepkim Happy Endem. Nie ma tutaj miejsca na słodką oblaną różowym lukrem i posypaną posypką w kształcie czerwonych serduszek miłość. Zamiast tego czytelnik dostaje historię pełną emocji, akcji i słodko-gorzkiego uczucia zamieniającego się z czasem w przybraną czarnym kirem nasączonym łzami żalu, nienawiść, która popycha główne bohaterki do zachowań niemalże patologicznych. Prawdziwym atutem powieści Barrio są stworzone przez nią postaci kobiet rodu Laguna. Clara, Manuela, Olvido i Margarita to matki i córki, które łączy nie miłość, lecz plątanina uczuć tak różnych i momentami tak przerażających, że z „Ogród wiecznej wiosny”, który mógłby być pospolitym czytadłem, staje się intrygującą, niebanalną powieścią psychologiczną wciągającą czytelnika bez reszty. Autorka dopracowała swoje bohaterki perfekcyjnie nadając im niezwykłe charaktery i przywary. Niestety, nie mogę tego powiedzieć o mężczyznach, które w „Ogrodzie wiecznej wiosny” odgrywają role drugoplanowe. Mężczyzna według Barrio to zmysłowa, zakłamana istota, która przypomina mi swoim charakterem samego diabła. Kusi, obiecuje, a po fakcie odchodzi bez słowa pozostawiając po sobie tylko niechcianą ciążę, łzy, nienawiść i chorobliwą chęć zemsty.
Niestety, tak dobrze nie ma i książka ma też swoje minusy. Powieść jest bardzo przewidywalna, co z czasem zaczyna lekko męczyć i sprawia, że czytelnik musi nieco odsapnąć, żeby powrócić do przedzierania się przez poplątane krzewy ogrodu Czerwonego Domu. Niestety, autorka nie uniknęła także nieprzyjemnych dłużyzn oraz lekko rozczarowującego (jak dla mnie) finału. No cóż, nie można mieć wszystkiego, prawda?
„Ogród wiecznej wiosny” to baśń pełna melancholii, smutku, tajemniczej magii oraz nienawiści, żalu i zemsty. Baśń warta przeczytania.
Zapraszam wszystkich serdecznie do wejścia do „Ogrodu wiecznej wiosny”. Nie pożałujecie, zapewniam.