Aby się odrodzić, trzeba najpierw spłonąć. Taka myśl idealnie pasuje do pewnego wskrzeszonego po przerwie bohatera serii najpopularniejszego pisarza w kraju. Po ponad dwuletniej nieobecności nadszedł czas na powrót Wiktora Forsta. Góry są piękne, ale bywają także niebezpieczne i zawsze należy czuć przed nimi respekt, o czym przekonamy się czytając najnowszą książkę Remigiusza Mroza.
W górach od trzech lat panuje spokój. Okoliczni mieszkańcy nie mają najmniejszych powodów do paniki. Sytuacja ta zmieniła się jednak diametralnie wraz z nadejściem halnego. To on zapoczątkował kolejny koszmar. Dominika Wadryś-Hansen została wezwana do Zakopanego. Tuż przy wejściu do kaplicy na Wiktorówkach odnaleziono makabrycznie okaleczone ciało kobiety. Ofiara została rozcięta na pół, jej wnętrzności wywleczono. Na domiar złego, w krtani znajdowała się polska moneta. Taki schemat postępowania łudząco przypominał czyny Bestii z Giewontu, którą Wiktor Forst ujął trzy lata temu. Tropy wiodą śledczych donikąd. Rozwiązanie tej zagadki, wraz z odpowiedziami na dręczące wszystkich pytania, zdaje się mieć osadzony Iwo Eliasz. Ten stawia warunek: ujawni potrzebne informacje, ale tylko jednemu człowiekowi. Problem w tym, że Wiktor zniknął gdzieś bez śladu. Czy uda mu się rozwiązać zagadkę?
Postać Wiktora może wzbudzać ambiwalentne uczucia. Z jednej strony brawurowo poprowadził sprawę i zachował się jak bohater, ratując tym samym miasto przed zagładą. Z drugiej bardzo łatwo można przedwcześnie wyrobić sobie opinię na jego temat i go nie cierpieć poprzez początkowo zbytnie odwlekanie udziału w prowadzonym śledztwie. Irytujące są zabawy w kotka i myszkę, na zasadzie „wiem, ale nie powiem”. Z tego powodu Forst może wydawać się niezaangażowany i sprawiać wrażenie obojętnego. Na szczęście ta sytuacja zmienia się wraz z rozwojem akcji.
Ta powieść, ku uldze i zaskoczeniu wielu czytających, jest spójna fabularnie. Jedyny jej minus to przestój do mniej więcej połowy książki. Może on spowodować chęć odłożenia lektury. Rekompensata pojawia się jednak stopniowo. Kolejne strony przynoszą wartką akcje i wiele emocji. Czytelnik przez chwilę może poczuć się zdezorientowany, zbity z tropu, zanim złoży w całość dorzucane elementy układanki. W ten sposób zachowana została równowaga w konstrukcji powieści.
Innym atutem książki jest samo wykorzystanie tytułowego halnego w fabule. Sposób działania sprawcy był niezwykle przemyślany i okrutny sam w sobie. Śmierć miała nastąpić na masową skalę, w czym ten niszczycielski żywioł niewątpliwie byłby pomocny. To tylko kolejny dowód na to, że człowiek nie ma najmniejszych szans w starciu z naturą. Plan postępowania mordercy zdaje się przerażać i intrygować zarazem. Autor sprytnie wykorzystał tak burzliwe okoliczności przyrody.
Ostatecznie „Halny” Remigiusza Mroza to dobra powieść sensacyjna, mająca jednak swoje dłużące się fragmenty. Jest do przyjęcia. Ciekawa fabuła i zwroty akcji sprawią, że serce zabije mocniej, zwłaszcza pod koniec książki, kiedy nic nie jest pewne. Fanów serii nie muszę przekonywać, przeczytają tę książkę z całą pewnością. Ta przerwa pomiędzy pojawieniem się kolejnych części wyszła autorowi na dobre. Zdążył przemyśleć dalszy ciąg historii. Można sięgać bez obaw, jednak nie warto zrażać się na początku lektury.