W tomiku „Po. O małżeństwie i rozstaniu” Rachel Cusk opowieść o tym jak układała swoje życie po rozstaniu z drugim mężem Adrianem Clarkem. Polski czytelnik miał okazję poznać pisarkę dzięki trzem powieściom wydanym na przestrzeni kilku ostatnich lat. „Po”, jej najnowsza książka, jest rozbudowanym esejem, który został napisany dla jednego z kobiecych pism.
Nie mogę powiedzieć, żebym w trakcie lektury była zachwycona, ale rozczarowana też nie byłam. Raczej uwierało mnie poczucie, że oczekiwałam czegoś innego, lżejszego. A tu się okazało, że trzeba się wysilić intelektualnie, bo treść i forma tego wymagają. Do tego wszystkiego pani Cusk trochę mnie irytowała i jakoś nie potrafiłam się z nią solidaryzować. Refleksja przyszła dopiero później, gdy przeczytaną książkę odłożyłam na półkę. I chyba o to chodzi. Bo to czy lubię autorkę i czy się z nią zgadzam zupełnie nie ma znaczenia. Ważne jest to, że inteligentna kobieta, która ma wszystko poukładane, wygłasza górnolotne idee, reprezentuje pewne wartości, wierzy i walczy o coś swojego, nagle dostrzega, że to wszystko wzięło w łeb. Scenariusz, który sobie ułożyła nie sprawdził się, a jej sposób na życie okazał się zawodny. Znika całe feministyczne zacięcie. „Miejsce dzieci jest przy mnie.” To zdanie zadziwia nawet samą autorkę. Kiedy skrytykowałaby taką postawę, teraz w wojnie toczonej z mężem, jest to jej najważniejszy argument. Uświadomienie sobie tego jest chyba najtrudniejsze. Bo w całej tej opowieści wcale nie chodzi o odbudo wę domu dla siebie i córek, o stworzenie nowej, codziennej rutyny, zagwarantowanie dzieciom poczucia bezpieczeństwa. O to też, ale najważniejsze jest to, że Rachel musi stworzyć siebie jeszcze raz. Od początku do końca. Musi uwierzyć w siebie jako kobietę, znaleźć nowy sposób na życie, wyjść z depresji w jaką wpadła. Ona. Kobieta. Nie matka i żona, ale człowiek, indywidualna osoba, którą zawiodły jej ideały.
Ostatni rozdział „Pociągi” jest genialny. Na rodzinę autorki patrzymy oczami Soni, młodej Litwinki, która ucieka do Anglii w poszukiwaniu lepszego życia. Te zaledwie dwadzieścia stron czytałam na bezdechu. Opowieść Soni jest świetnie skonstruowana, opiera się na domysłach. Patrzymy na młodą, zagubioną i skrzywdzoną dziewczynę, która próbuje poskładać do kupy swoje życie, jej zmagania w obcym kraju, u zupełnie obcych ludzi. W tle rozpada się rodzina, która przygarnęła ją do pracy. W tej krótkiej historii jest wszystko. Smutek, bezradność, otępiennie i zdziwienie, że jakimś sposobem wszystko wymknęło się z rąk kobiecie, u której pracuje Sonia. Gdyby cała książka napisana była w ten sposób, a autorka oddała głos tylko Soni i przez pryzmat jej doświadczeń spojrzała na własne życie, to byłam całkowicie poruszona i zachwycona! To ten krótki rozdział pozwolił mi współczuć Rachel i poczuć do niej nić sympatii. Majstersztyk! Choćby dla tej ostatniej opowieści warto sięgnąć po cały tomik. Polecam