„Pobyt w Bełżcu, Sobiborze i Treblince przeżyło w sumie nie więcej niż 150 osób. W 2016 roku, ponad 70 lat po wyzwoleniu, żadna z nich już nie żyje”*.
Jak już zostało to podkreślone w wielu miejscach, symbolem Holokaustu jest dla większości ludzi Auschwitz. Tymczasem na wschodzie Niemcy byli bliscy przeprowadzenia zbrodni doskonałej, czyli takiej po której nie ma śladów.
Obozy Akcji Reinhardt miały całkiem inne „zastosowanie” niż Auschwitz. Tutaj nie sprowadzano Żydów do robót przymusowych, a tylko i wyłącznie w celu ich eksterminacji. W wyniku tego cała akcja pochłonęła co najmniej 1,8 miliona istnień ludzkich.
Autor w bardzo przystępny sposób opisuje cały ten proceder: od przygotowania akcji, jej przebiegu, przez wygaszanie obozów, aż po procesy zbrodniarzy wojennych.
Poraża ogrom nienawiści, odczłowieczenia oprawców, cierpienia i strachu ofiar, a także ta niepotrzebna dodatkowa przemoc, znęcanie się nad słabszymi.
Na tej płaszczyźnie nie mam nic książce do zarzucenia. Są jednak rozdziały, które nie do końca mnie przekonują – być może są to moje subiektywne odczucia, nie mam wykształcenia historycznego, nie jestem też biegła w tej tematyce. Chcę też podkreślić, że nie neguję antysemityzmu wśród Polaków, tego, że dopuszczali się rzeczy niegodziwych, że niektórzy kolaborowali itp. Jednak podczas lektury uderzyło mnie to, że Autor wybiórczo i w sposób niepełny (bo też w jednym rozdziale nie da się przedstawić wszystkich reprezentatywnych przypadków) pokazuje stosunek Polaków do Żydów. W 90% wypadków przytacza niegodziwe postępowanie naszych rodaków, tylko kilka pozytywnych, by pod koniec rozdziału w jednym zdaniu przyznać, że w żadnym innym kraju nie ma tylu Sprawiedliwych wśród Narodów Świata…
Autor podkreśla też, że ideą Holokaustu nie był zarobek (o czym chyba każdy wie), bo w przeliczeniu na jedną ofiarę według dzisiejszej waluty Naziści uzyskali około 400 Euro, co jednocześnie obala też mit „bogatego Żyda”. Dane te są moim zdaniem jednak mocno zakłamane, bo Autor chyba nie bierze pod uwagę faktu, że po drodze niejeden SS-man dorobił się sporego majątku. Myślę też, że dla ofiar nie ma większego znaczenia to, że nie ginęły dla pieniędzy, ale dlatego, że Naziści uważali ich za podludzi. Niemcom przeciwstawieni są Polacy, którzy byli zdolni nawet do nurkowania w gównie, żeby wyłowić kosztowności – oczywiście nie twierdzę, że tego nie robili, jednak wyraźnie widać przeciwstawienie narodowości: okrutnych Nazistów kontra Polaków – kreatur, które chciały wykorzystać niedolę Żydów.
Między wierszami doczytuję się też tego, że to głównie SS-mani byli ogarnięci nienawiścią do Żydów, Wermacht to co innego. Bo Polacy zbyt długo nie poinformowali świata o tym, co dzieje się w naszym kraju – był oczywiście jakiś tam Karski, ale to wszystko za późno. Kiedy jednak jakiś wermachtowiec przyjechał do Polski i zobaczył obozy, to złapał się za głowę…
Reasumując książka bardzo ciekawa, napisana w przystępny sposób przez niemieckiego profesora specjalizującego się w tej tematyce, a więc osobę dogłębnie znającą temat. Powyższe zastrzeżenia być może są moją nadinterpretacją, która skłania mnie do czytania kolejnych książek o tej tematyce, aby wiedzieć „na pewno”.
* S. Lehnstaedt, Czas zabijania. Bełżec, Sobibór, Treblinka i Akcja Reinhardt, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2018, s. 9.