"Zrozumieć szaleństwo" od Wydawnictwa Filia to pozycja, z półki literatura faktu. Jak to u Was jest, sięgacie po tego typu opowieści i to niekoniecznie w formie papierowej, ale na przykład oglądacie filmy czy seriale? Sama wzmianka na początku lub na końcu o tym, że wydarzenia, które są zamieszczone w książce wydarzyły się naprawdę wpływają na odbiór całości. Przynajmniej u mnie. Szczerze mówiąc uwielbiam takie historie, bo mam jeszcze większe wrażenie, że to wszystko mogło się dziać tuż obok i nawet o tym nie wiem, a do tego powiązanie z medycyną i ja jestem kupiona! Tylko wiadomo, że nie zawsze jest tak świetnie i może się okazać, że opowieść jest zwyczajnie nudna, napisana nieciekawym językiem lub po prostu nie przypada do gustu, prawda? Już Wam mówię jak było w przypadku tej konkretnej pozycji.
Ośmioro psychologów postanowiło przeprowadzić bardzo ciekawy eksperyment. Postanowili pod przykrywką przyjąć się na oddziały psychiatryczne, zamknięte dodajmy, aby sprawdzić, czy postawione tam diagnozy będą poprawne. Każde z nich weszło tam zdrowe, ale czy wyszło również o zdrowych zmysłach? Okazuje się, że musieli udowadniać, że chorzy nie są, aby ze szpitala wyjść i co jeszcze dziwniejsze, każde z nich wyszło z niego z diagnozami dość niepokojącymi. Wyobrażacie sobie taki moment, kiedy jesteście święcie przekonani, że jesteście normalnymi, zdrowymi na umyśle ludźmi i chcecie tylko przeprowadzić eksperyment i nagle okazuje się, że psychiatrzy twierdzą, że coś jest z wami nie do końca w porządku? Dołóżmy myślenie dość typowe na temat takich miejsc typu biegający po korytarzach w nocy szaleńcy nago i wrzeszczący na cały głos lub dziwne dźwięki, stukania w ściany. Przerażające, nie sądzicie? Właśnie każde z tych ośmiorga ludzi opowiedziało straszne historie z czasu ich hospitalizacji, a całe przedsięwzięcie doprowadziło do przełomu i zamknięcia sporej ilości takich placówek. Czy to dobrze? Czy kiedy za pacjentem zamykają się drzwi oddziału zamkniętego, to dzieją się tam dziwne i niepokojące rzeczy?
Powiem od razu, że to nie jest taka typowa literatura faktu. Autorka bardzo mocno podkreśla, że pewne rzeczy faktycznie się wydarzyły, a inne były fikcją. Zatem należy się zastanowić, po co był nagłaśniany ten eksperyment, bo, że został przeprowadzony to prawda, ale już diagnozy ośmiu pacjentów udających jakieś objawy już nie... gdzieś z tyłu głowy cały czas stuka pytanie: czy łatwo zamknąć na oddziale, potraktować człowieka jak chorego, nie starając się dociec prawdy? Pewnie tak, ale czy również otrzymuje tam pomoc i opiekę, na jaką zasługuje każdy człowiek? Pewnie nie. I w tym momencie Calahan wywołuje całą falę pytań, a czytelnik zaczyna się zastanawiać nad tym, dlaczego choroby psychiczne nazywa się w tej książce obłędem? To według mnie bardzo krzywdzące określenie na osoby, które zmagają się z problemami psychicznymi, co gorsza, jeśli są źle zdiagnozowane, to już w ogóle jest niepokojące. A każde z nas może w pewnym momencie musieć zmierzyć się z takim zaburzeniem więc dlaczego mamy traktować tych ludzi jako... hm, gorszych? Sami musicie sobie odpowiedzieć na to pytanie, a ta książka wami wstrząśnie, aż po samo dno serducha, z którego wyciągnie szok, którego możecie się nie spodziewać.
Wydawnictwu Filia bardzo dziękuję za egzemplarz!