Dzieło, z którym miałem możliwość się zaznajomić ostatnio jest komiksową adaptacją powieści science fiction Roberta Silverberga – W dół do ziemi, traktującej o efektach kolonializmu i niepohamowanego dążenia do transcendencji.
Ta powieść graficzna została opublikowana w dwóch tomach przez wydawnictwo Humanoids, które w ostatnim czasie radzi sobie bardzo dobrze z wydawaniem ambitnych serii sci-fi i fantasy. Były porucznik Eddie Gundersen wraca na planetę Belzagor, gdzie zostawił miłość swojego życia i mroczne karty swojej historii jako kolonizatora. Odkrywa, że planeta powróciła do swoich dwóch inteligentnych gatunków: Nildororów i Sulidororów. Gundersen, kierując wyprawą naukową na granice rdzennych terenów, musi zmierzyć się z własnymi demonami i dowiedzieć się nieco więcej o pierwszych mieszkańcach tej tajemniczej planety.
Fani klasycznych powieści fantastycznych dotyczących kolonizowania nowych światów na pewno zachwycą się rysunkami Laury Zuccheri. Na pierwszy rzut oka możemy dostrzec analogię do Avatara i monstrualnych organicznych tworów Pandory albo skojarzy się Wam przedziwna rasa pequeninos z drugiego tomu Gry Endera pod tytułem Mówca umarłych.
Dlaczego ta historia jest tak zdumiewająca i zasłużyła na tą krótką notkę? Początek komiksu to retrospekcja z kolonizowania obcej planety przez Eddiego Gundersena, który jest głównym bohaterem całych dwóch tomów. Dowiadujemy się o niesamowitych substancjach mających przedziwne właściwości (mutagenne i nie tylko) oraz poznajemy główny czarny charakter serii – komandora Kurtza. Osiem lat później Eddie powraca z dwoma żonatymi naukowcami na tą intrygującą planetę i chce poznać lepiej biologię przedziwnych rodzimych mieszkańców planety, którzy w bardzo zbliżonych do ludzi sposób praktykują ceremoniał zapłodnienia i wydawania na świat potomstwa.
Komiks bardzo szybko zmienia tempo historii i styl, jest to mieszkanka melodramatu, miłosnych uniesień bohaterów i ich skomplikowanych relacji. Poza świetnie rozpisanymi dialogami dostajemy ciekawe i staranne rysunki. Mimo, że rysowniczka nie uraczyła nas mnogością obcych stworzeń (można je wyliczyć na palcach jednej dłoni) to skomplikowanie i ilość detali jest na zadowalającym poziomie.
Finalnie dostajemy melodramat o odkupieniu makabrycznych czynów i drogę ku oświeceniu głównego bohatera w realiach science fiction sprzed prawie 50 lat. Jeżeli nie jest wam po drodze czytanie oryginału za 5 PLN i wolicie kupić wersje na kindle’a za 8 razy więcej to już Wasz wybór, ja dowiedziałem się najpierw o komiksie i w tej chwili myślę, że jest to na tyle dobra historia, że pewnie skuszę się i przeczytam oryginał.