Do tej pory nie pisałam nigdy o okładkach książek, które czytałam. Lubię stonowane, pastelowe i w jakimś stopniu sygnalizujące, czego dotyczy treść. Okładka powieści Kołodziejczaka do gustu mi nie przypadła z powodu krzykliwego różu, mającego świadczyć być może o tym, że jest o miłości, i młodej dziewczyny w kajdankach, gdy bohaterka jest kobietą w kwiecie wieku, mającą już córkę, gimnazjalistkę. Nie rozumiem więc, skąd na okładce to dziewczę - tym bardziej że w tytułowe kajdanki w powieści dają się zakuwać osoby dojrzałe, a nie nastolatki. Jedno jest pewne: okładka do sięgnięcia po książkę by mnie nie zachęciła, ale może nie ma co się dziwić, gdyż nie jest ona skierowana do czytelniczek w moim wieku i z raczej już wyrobionym gustem czytelniczym.
Sam autor mówi o "W kajdankach namiętności" jako o miłosnym kryminale, dla mnie jest to jednak bardziej powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. I nie ma w niej miłości, jest chemia zwana namiętnością, łącząca kobiety przewijające się przez powieść z ich partnerami. Chemia przestaje działać - namiętność wygasa, i tak można na okrągło, gdy pary nie łączy prawdziwe uczucie, takie na dobre i złe.
Justyna, żona Karola i matka nastoletniej Kasi, za namową przyjaciółki, Ireny, od dłuższego czasu ma romans z pisarzem, Bartkiem. Związek, zaplanowany jako odwet za nie do końca potwierdzony romans męża, dla niej przeszedł już w fazę przyzwyczajenia, a spotkania z kochankiem "weszły jej w krew i stały się rutyną, tak jak mogą spowszednieć regularne wizyty u kosmetyczki czy w klubie fitness"*. Jednym słowem, Justyna żyje w uczuciowej pustce, zawieszona pomiędzy domem, w którym nawet córka ją mało interesuje, pracą i przyjaźnią z Ireną a kochankiem, do zerwania z którym, jak sama twierdzi, jeszcze nie dojrzała, ale spotkania z nim są częścią jej tygodniowego grafiku, niczym więcej. W to uregulowane, ale nudne życie wdziera się dreszcz emocji, gdy okazuje się, że w okolicy zamieszkania Bartka nagle zaczyna grasować seryjny zabójca. Justyna za każdym razem, gdy odwiedza kochanka, zauważa młodego człowieka z plecakiem i zaczyna podejrzewać, że to on jest sprawcą, co powoduje, że ten mężczyzna budzi w niej strach. Na myśl jej nawet nie przychodzi, że on, stwierdziwszy, iż za każdym razem, gdy ona się tam pojawia, ginie kolejna ofiara, podejrzewa o dokonywanie tych zbrodni ją.
Autor posługuje się retrospekcją, toteż mimo że Justynę i pozostałych bohaterów, takich choćby jak jej mąż czy Irena, poznajemy w chwili obecnej - istotne dla akcji jest również to, co robili wcześniej. Ma to znaczenie szczególnie dla wątku kryminalnego, zgrabnie włączonego w akcję, którego wyjaśnienie było dla mnie dużym zaskoczeniem.
Plusem powieści są ciekawe postacie poboczne, choćby osoby, które padły ofiarą zbrodni czy policjant Kolski. Również lekkość i błyskotliwość w prowadzeniu wątków. Raziły mnie natomiast wulgaryzmy, i to wkładane w usta bohaterki, a także częste używanie języka potocznego. Tym bardziej, że "W kajdankach namiętności" to powieść dla młodych kobiet, co prawda nie tylko, ale jednak raczej dla kobiet.
Ostatnia sprawa to włączenie przez autora w treść tej powieści urywków innych własnych utworów. Może to innowacyjna forma zachęcania do ich przeczytania, ale trudno przyjąć, że bohaterka, niebędąca aktorką, która przyswoiła sobie tekst, potrafi przypomnieć sobie dosłownie dwustronicowy fragment książki. Brzmi to co najmniej niewiarygodnie.
"W kajdankach miłości" jest lekkim czytadłem na dwa wieczory, przy którym można dość przyjemnie spędzić czas. Ale można ja sobie odpuścić.