Pamuk jest autorem uznanym na całym świecie. Sukces, jaki niesie za sobą wyróżnienie w postaci Literackiej Nagrody Nobla niesie za sobą też konsekwencje. Z pewnością tak można postrzegać wysokie wymagania i oczekiwania, z którym zasiadałam do lektury „Domu ciszy”. Należy zaznaczyć, że było to moje pierwsze spotkanie z twórczością nie tylko tego konkretnego pisarza, ale twórcy pochodzenia tureckiego jako takiego, opisującego realia swojego kraju, swojego społeczeństwa. Z całą pewnością brak doświadczenia w tej materii oraz pewna egzotyka konstrukcji społecznych i myślowych przedstawionych w tekście mogła wpłynąć na mój odbiór lektury. Zniechęcona nie do końca zrozumiałymi dla mnie problemami poruszanymi przez Pamuka (dla Europejki żyjącej w kapitalistycznym demokratycznym kraju obraz tarć społecznych na płaszczyźnie ideologicznej, choć nie niemożliwy do wyobrażenia, trudny był jednak do przyswojenia) w pierwszej chwili chciałam odłożyć książkę na bok. I tutaj wspomniany już Nobel przyszedł w sukurs. Uznałam, że tak wysokie odznaczenie wiązać musi się niewątpliwie z uniwersalnością tekstu, której z pewnością nie dostrzegam. Pokrzepiona tym odkrycie, wspominając z nieukrywaną czułością moją licealną polonistkę „zamęczającą” nas uniwersalnym przekazem tekstu, zasiadłam do lektury raz jeszcze. I przepadłam.
Fabuła książki płynie leniwie. Nie mamy tutaj nagłych zwrotów akcji, autor nie rozpieszcza nas zapierającymi dech w piersiach wartkimi scenami, tajemniczymi wydarzeniami czy wywołującymi rumieniec „momentami”. Powolny, stateczny rozwój wydarzeń przywołuje na myśl gorące, nieruchome powietrze Turcji, lepkość skóry, zaduch i bezruch towarzyszący południowemu skwarowi. Tak samo bohaterowie wydają się trwać w bezruchu i marazmie- znajdująca się u schyłku życia seniorka rodu, nieszczęśliwa kobieta, której życie upłynęło u boku niezrozumianego męża, karzeł-sługa, którego samotność wydaje się być namacalna, w końcu rodzeństwo- historyk, który nie pojmauje sensu tworzenia historycznej opowieści a swoje smutki topi w alkoholu, młoda komunistka, najmłodszy z rodzeństwa- rozczarowany perspektywami, jakie daje mu jego własny kraj, marzący o Ameryce „złoty chłopiec”. Gdzieś w tle dostrzegamy zbuntowanych narodowców, przekonanych o wyższości swoich poglądów, nabuzowanych testosteronem młodych chłopców, którzy chcą zmienić świat, nie wiedzą jednak dokładnie po co i jak.
Każdy z rozdziałów pisanych w narracji pierwszoosobowej przedstawia nam punkt widzenia kolejnego z bohaterów. Rozdziały przeplatają się w uporządkowany sposób, prowadząc z pozoru czytelnika przez kilka odrębnych opowieści, wymagając skupienia i zapamiętania, o czym mówił nam (i sobie) bohater kilkanaście stron wcześniej, gdy była akurat „jego kolej” na rozmowę ze sobą samym. Z początku taka forma prowadzenia historii może irytować, warto jednak dać szansę autorowi, z czasem bowiem zauważyłam z niekłamaną przyjemnością, że wątki splatają się, prowadząc do jednego, choć tragicznego, punktu styku. W tym kontekście bardzo ciekawym rozwiązaniem jest „odebranie” prawa głosu jednej z bohaterek- Nilgun, wnuczki seniorki rodu, młodej komunistki. W tej postaci ogniskuje się wydźwięk całej książki, ona sama jednak nie zwraca się do odbiorcy ani słowem. Pozostaje obca, tak jak obca była niejako każdemu z bohaterów, którzy żyjący w świecie własnych zmartwień przekonani przecież byli, że ją znają.
Napisałam, że książka jest uniwersalna. Dlaczego tak uważam? Przede wszystkim dlatego, że dynamika relacji międzyludzkich obserwowanych w domu, Domu Ciszy, jednaka być może w każdym innym domu na świecie. W domu tym nie ma dialogu, nie ma potrzeby zrozumienia, nie ma poczucia wspólnoty. O rzeczach najważniejszych, o tragediach kształtujących rodzinę i każdego z członków z osobna, o błędach, pomyłkach, żalach i gniewie- o tym wszystkim milczy się pod dachem domu ciszy tak tureckiego jak europejskiego czy amerykańskiego. Przemilczenia, niedopowiedzenia potęgują tylko poczucie osamotnienia żyjących obok siebie obcych jednak sobie postaci. Uniwersalne są także problemy młodych- chęć dopasowania się do świata, zmiany otaczających ich realiów. Często bezmyślna, nieukierunkowana, rodząca agresję zamiast wewnętrznej przemiany, fanatyczna. To człowiek z jego rozterkami jest w centrum tej książki. Zmierzające ku spleceniu się losy bohaterów nie są atrakcyjne z racji fabuły samej w sobie, o ich jakości świadczy niezwykły wgląd w dusze ludzkie.
Muszę przy okazji wspomnieć o dialogach. Dialogi doprowadzały mnie do szału. Zlepki wykrzyczanych wypowiedzi, często bez ładu, bez logiki. Jak tak można, jak można tak źle pisać? A potem posłuchałam. Wsłuchałam w otaczające mnie dialogi. Ludzi mówiących, każdy sobie, wymieniających się zdaniami bez ładu i logiki. Przykra, ale ważna lekcja.
To nie jest książka, która porywa. Nie pozwoli odpocząć po dniu ciężkiej pracy, nie zapewni lekkiej rozrywki na plaży. Ale to jest dobra książka, która daje do myślenia. I jako taką z pewnością mogę ją polecić.