Rzadko sięgam po powieści w formie dziennika, czy luźnych wpisów mających cel motywacyjny, czy też po prostu mających rozbawić i rozluźnić czytelnika. "Cyrki bezpłatne Pauli Łuczak są jedną z takich książek. Postanowiłam jednak wyjść ze swojej strefy komfortu i zmierzyć się z czymś, o czym nie miałam zbyt dużo pojęcia. Jak na tym wyszłam?
Trudno mówić o konkretnej fabule w kontekście tej książki. Są to wpisy, które zostały poprzednio zamieszczone na blogu, prowadzonym przez autorkę o nazwie, takiej samej, co tytuł książki. Jeśli więc jest się osobą, która ten blog czyta regularnie, kupowanie tej pozycji nie jest priorytetem (chyba że jest się ogromnym fanem Pauli i chce się ją wesprzeć finansowo). Dla osób, które nigdy wcześniej nie spotkały się z twórczością autorki może to być coś ciekawego.
Pauli w każdym tekście porusza problem, z którym muszą mierzyć się dorośli ludzie w swoim życiu: brak wystarczających środków na koncie, niespodziewane zwolnienie z pracy, niewiadoma przyszłość, chandra, diety, ciężkie treningi, spowolniony metabolizm, czy brak stałego związku. Ten ostatni punkt celowo dałam na koniec, mimo że pojawiał się najczęściej w zapiskach, bo chcę mu poświęcić trochę więcej uwagi. Z początku autorka ciągle wspominała o tym, jak brakuje jej chłopaka. Pisała, że niby ma wszystko, ale dopóki nie znajdzie drugiej połówki, nie będzie żyła prawdziwie i nic nie będzie jej sprawiało stuprocentowej satysfakcji. W każdym wpisie umieszczała informacje, że nie ma stałego związku, że jest kal ferrari, dla którego nie został znaleziony jak na razie dobry kierowca i tak dalej. Powiem szczerze, ze działało mi to trochę na nerwy. Chciałam nią potrząsnąć i zauważyć, że bez chłopaka może robić wszystko i żyć pełnią życia. I niby Pauli podkreśla pod koniec książki, że kobiety są samowystarczalne, ale gryzło mi się to z jej wcześniejszymi wpisami.
I tutaj przechodzimy do kolejnej wady a mianowicie faktu, że to, co jako blog sprawdza się bezbłędnie, niekoniecznie dobrze wypada w formie książki. Wpisy na blogu pojawiają się powiedzmy co 2 tygodnie. Po ich upłynięciu zapominamy, co dokładnie było pisane ostatnio, więc nawet jak będą jakieś powtórzone myśli, anegdotki, to nie zwrócimy na to większej uwagi. Z kolei kiedy przysiadamy do książki na raz, to takich powtórzeń wyłapiemy mnóstwo i to może nam odebrać przyjemność z lektury.
Styl autorki jest bardzo przyjemny, dość dobrze operuje piórem. Oprócz tego niektóre jej żarty mnie bawiły a niektóre wpisy naprawdę dawały do myślenia, motywowały do działania.
Podsumowując, książka nie jest zła. Dobrze się przy niej bawiłam, wyciągnęłam trochę nauki i nie uważam czasu jej poświęconego za zmarnowany. Jednak uważam też, że nie zawsze stworzenie książki na podstawie wpisów z bloga to dobry pomysł. Na miejscu autorki następnym razem pomyślałabym nad dodaniem czegoś autorskiego, czegoś, co zostanie opublikowane tylko w tej książce, by przyciągnąć stałych czytalców (jeśli istnieje w ogóle takie słowo) do lektury.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl