Zapewne wielu z Was w dzieciństwie słyszało opowieść o braciach, mocą klątwy zamienionych w łabędzie oraz o ich siostrze, która w milczeniu musiała to przekleństwo przełamać. Odkąd dziewczyna zaczęła pleść koszule z pokrzyw, pod groźbą śmierci braci, nie wolno jej było wypowiedzieć ani słowa. Pamiętacie, prawda? Komuż nie czytano za dawnych lat „Baśni” autorstwa Hansa Christiana Andersena?
Nieco ponad rok temu, za sprawą wydanej przez We need YA książki, czytelnicy mieli okazję przekonać się, jak przywołana przeze mnie historia może zostać opowiedziana na nowo. Tym razem okraszona azjatyckim sznytem. Pozwólcie zatem, że opowiem Wam o „Sześciu szkarłatnych żurawiach”, pierwszej części dylogii autorstwa Elizabeth Lim. Premiera drugiego tomu została zapowiedziana na 15 maja.
***
Wyobraźcie sobie Kiatę - fantastyczne cesarstwo wzorowane na dalekowschodnich potęgach znanych z baśni i legend. Takie, które można opisać hasłami: majestatyczne pałace, ustrój feudalny, kimona i origami. Co ważne, każdy przejaw magii jest surowo zakazany.
Shiori, cesarska córka i najmłodsza z rodzeństwa (ma sześciu braci), jest doskonale świadoma tego ograniczenia. Za wszelką cenę stara się ukryć przed światem swoje zdolności. Księżniczka włada magią – za sprawą niecodziennych umiejętności tchnęła życie w stworzonego przez siebie papierowego ptaszka (a właściwie ptaszkę o imieniu Kiki).
Dziewczyna wkrótce ma poznać wybranego przez ojca narzeczonego. Nie wydaje się z tego powodu zachwycona – wolałaby dalej bawić się na festynach i objadać ciastkami. Nie dojrzała bowiem do roli żony, która przyjmie na swoje barki ciężar zaaranżowanego politycznie małżeństwa. Dlatego też, zamiast uczestniczyć w ceremonii zaręczyn, Shiori’anma pognała za uciekającą ptaszką. Przypadkowo dziewczyna wpadła do jeziora i o mały włos nie utonęła (co by mnie specjalnie na tym etapie historii nie zirytowało, ponieważ poznałam bohaterkę jako rozwydrzoną pannicę). Od śmierci uratował ją Soryu, smok i – podobnie jak w uwielbianym przeze mnie „Ostatnim smoku” (z nieodżałowanym Seannem Connerym) - podzielił się z nią swoją mocą. Tutaj co prawda nie odbył się podział serca, jak we wspomnianym przeze mnie filmie, lecz gad użyczył dziewczynie swojej perły.
***
W temacie cennego koralika pozwolę sobie na małą dygresję. W Chinach funkcjonuje pewna legenda o smoczej perle, mającej być kulą o magicznych właściwościach. Pewnego dnia w trawie cudowny skarb odnalazł biedny, głodujący chłopak, który mieszkał wyłącznie z matką. Syn przyniósł skarb do domu, by zaproponować matce sprzedaż błyskotki. Ta jednak nie zgodziła się. Ukryła perłę w worku na ryż, co sprawiło, że w cudowny sposób ziarna zaczęły się pojawiać w zawrotnych ilościach. Tak ogromnych, że kobieta i jej syn dzielili się jedzeniem z sąsiadami do momentu, aż pojawili się ludzie z zewnątrz, którzy planowali perłę zagarnąć. Młody chłopak, zdeterminowany bronić skarbu, włożył perłę do ust i przypadkiem ją połknął. Potem pognał nad rzekę, gdzie w strugach deszczu przemienił się w przypominającego jaszczura stwora – obrońcę krainy. Zapewne to od tej legendy początek wziął zwyczaj przedstawiania smoków z kulą w łapie (a stąd do „Dragon Balla” już niedaleko, prawda?).
***
Jak to w baśniach bywa, w „Sześciu szkarłatnych żurawiach” szyki bohaterki miesza macocha. Nie wiem, co autorzy wszelakich baśni mają do drugich żon szanownych ojców (i nie będę szukać odpowiedzi u Freuda), ale zazwyczaj to właśnie one są czarnymi charakterami i zazdroszczą młodziutkiej bohaterce urody (mimo że dziewczę jest dopiero podlotkiem – nie dotyczy nowej „Śnieżki” od Disneya) lub czegokolwiek innego. Wydaje się, że z Raikamą jest podobnie. To piękna i tajemnicza kobieta (spokojnie, nie zadaje magicznemu lustru próżnych pytań), w otoczeniu której pełza wiele węży (żart o teściowej usunięto). Owszem, Shiori mocno kocha Raikamę i wydawać by się mogło, że nowa żona cesarza odwzajemnia uczucie przybranej córy, jednak czuć pewne napięcie między tymi bohaterkami. Shiori podejrzewa macochę o używanie magii. Wspominałam już, że magia w tym państwie jest „be”, zatem nielegalna praktyka może przynieść nie lada kłopoty. I przynosi. Raikama przemienia sześciu braci w żurawie o szkarłatnych łebkach, a na księżniczkę rzuca osobliwą klątwę: oto Shiori ma się błąkać po krainie z miską na głowie, nierozpoznawana przez nikogo. I nie może powiedzieć nic, bo za każde słowo życie straci jeden z książąt.
***
„Sześć szkarłatnych żurawi” to sympatyczna, baśniowa opowieść dla młodzieży, choć zakochani w dziecięcych opowieściach (nie tylko ci młodzi) dorośli też powinni znaleźć w niej coś dla siebie. Sama na karku mam trochę więcej niż osiemnaście lat i w trakcie lektury bawiłam się wyśmienicie. Maniakalnie pochłaniam wszelkie retellingi, więc mogę być wobec tego tytułu trochę mało krytyczna (szczególnie, że jestem też fanką osadzonej w uniwersum dylogii „Krew Gwiazd” tej samej autorki. Spokojnie, nie trzeba tych książek znać, by się we wszystkim połapać).
Dałam się porwać historii o poświęceniu, o przełamywaniu klątwy oraz o miłości, której nie serwuje się w sposób nachalny, jak w tych wszystkich książkach, z okładki której brodacze spoglądają pożądliwie, jakby za obiektywem stał kotlet schabowy z ziemniaczkami i groszkiem. Owszem, daje się zauważyć delikatnie nakreślony trójkąt miłosny, jednak znajduje się on na dalekim planie. Więcej uwagi autorka przykłada do historii zmagania się księżniczki z osobliwą klątwą, pałacowym intrygom, przyjaźni, czy… relacji z macochą.
„Sześć szkarłatnych żurawi” było emocjonującą przygodą prowadzącą pozornie znaną ścieżką. Jeśli lubicie baśnie i kulturę azjatycką, koniecznie zajrzyjcie do książki Elizabeth Lim.
„Sześć szkarłatnych żurawi”
Autorka: Elizabeth Lim
Polski wydawca: We need YA
Liczba stron: 480
Moja ocena: 8/10