Polska to trudny kraj do życia. Popadamy w różne skrajności, nie umiejąc odróżnić przedstawienia (często marnej jakości) od prawdziwego życia. Tak często jest w przypadku homoseksualizmu. Parady równości, w których często występują przebierańcy utożsamiamy z codziennością gejów. Myślimy, że wiemy o nich wszystko, ale czy naprawdę tak jest? Skąd mamy wiedzieć, skoro oni są „tymi innymi, gorszymi”, skoro z nimi nie obcujemy? Jeśli chcielibyście się dowiedzieć zapraszam do lektury „Berka” Marcina Szczygielskiego. Fakt, że autor sam jest homoseksualistą nadaje, formie autentyczności. Z drugiej strony wystarczy być po prostu człowiekiem by dostrzec to samo w drugiej istocie. Do tego właśnie przekonuje pisarz. Początkowo bohaterowie „Berka” są pełni stereotypowych cech. Mamy tutaj geja imieniem Paweł chorego na HIV, który nie unika przelotnego seksu oraz brania narkotyków. Oczywiście jest też dobrze ubrany, ma pieniądze i zna się na tzw. lansie. Jego totalnym z pozoru przeciwieństwem jest Anna pełniąca rolę zagorzałego mohera. Co niedziela uczęszcza na mszę do kościoła, najlepszą rozrywką vel obowiązkiem społecznym jest dla niej plotkowanie o życiu innych. Nie ulega też wątpliwości, że wszystko, co tyczy się jej jest najwyższej jakości nie to, co u innych. To ciekawe, że ludzie nie grzeszący zbytnią moralnością zawsze potępiają ją u innych. Na siłę próbują pokazać innym swoją pobożność by tak naprawdę oszukiwać siebie a nie innych. W przypadku Anny jest to spowodowane chęcią wymazania błędów przeszłości i dowartościowania się.
Losy tej dwójki przeplatają się nienawiścią, złośliwością, pomocą, zaskoczeniem.... Książka szokuje od samego początku, bowiem zaczyna się ni mniej, ni więcej, ale opisem seksu oralnego w wykonaniu Pawła. Nie jest to jednorazowa taktyka autora. Powiem szczerze, że cieszę się z tego. Początkowo moje uczucia wobec tych scen były niezidentyfikowane. Nie czułam obrzydzenia jednak to zawsze była strefa, w którą wolałam się nie zagłębiać w tym przypadku. Stopniowo jednak przestałam seks utożsamiać z fizycznością męsko-męsko, damsko-męską, etc. Zaczęłam w tym widzieć potrzebę miłości, oddanie, czyli zupełnie bezosobowe, lecz jakże ludzkie uczucia. Trzeba to głośno powiedzieć – Homoseksualiści mają takie same uczucia jak i potrzeby jak Ci hetero. Paweł nie boi się mówić o sobie w kategorii „Ja gej”, jednak jak setki a nawet i miliony innych dzieci swoich rodziców ma problemy z poczuciem własnej wartości. Ten wątek powieści był wykorzystywany wielokrotnie i nigdy nie kończył się innymi wnioskami niż błędy rodziców. Wątek rodziców właśnie a w szczególności postawy ojca Pawła bardzo mnie zszokował, lecz nie zdradzę, czym. Mam nadzieję, że kilkoro z Was będzie zachęconych poprzez moją recenzje i samemu odkryje tajemnice tak oczywistą, że aż niezauważalną. W końcu nie bez powodu mówi się, że najciemniej pod latarnią.
Ta książka nie udałaby się gdyby nie miłość Szczygielskiego do ludzi. Miłość do ludzi z ich zaletami, ale i błędami, które popełniają, wadami, które posiadają. Pisarz przedstawia nam swoich bohaterów z pełnym tobołkiem bagażu życiowego i wszystkich wspomnianych wyżej stereotypów. Wszystko to po to by potem spokojnie, strona po stronie, bez pośpiechu obdzierać ich z tych przymiotów zostawiając jedynie samą esencje – człowieka.
Prócz (mam nadzieję) masy przemyśleń książka dostarczy Wam też (jak zawsze w przypadku prozy Marcina) mnóstwo śmiechu do łez. Język jest prosty, lecz nie prostacki. Szczygielski nie stosuje udziwnień i myślę, że w tym tkwi jego siła. Pisze o wielkich rzeczach w prosty i bardzo lekki sposób. Życie samo w sobie jest wystarczająco skomplikowane i nie trzeba mu dodawać patosu słowami.
Mam nadzieję, że ta książka zmieni nastawienie, choć kilku osób. Nie liczę, że zmieni mentalność całego narodu. Jednak, jeśli zmieni nastawienie tych kilku osób to będzie to wielki sukces. Możliwe też, że pomoże wielu ludziom w dotarciu do siebie, swojej wartości i tożsamości. To kolejna książka, która dojdzie do człowieka jego własnymi drogami prawdy i miłości.
Polecam ogromnie.