Nosiciel recenzja

Tess Gerritsen to lekarz internista, która jest jedną z najbardziej poczytnych pisarek w Ameryce. Już wcześniej wydawała romanse z wątkiem kryminalnym, aczkolwiek dopiero thrillery medyczne dały jej międzynarodową sławę i grono zagorzałych czytelników, do których należy sam Stephen King! Czym Gerritsen zawdzięcza sobie ten sukces? Stylem, fabułą powieści, bohaterami, a może wszystkim na raz?

Główną bohaterką "Nosiciela" jest Clarie Elliot, czyli lekarka w średnim wieku, która po wielu nieszczęśliwych zdarzeniach postanawia doznać ukojenia w oazie spokoju zwanej również Tranquility. Czy nazwa jest na pewno adekwatna do rozgrywających się w miasteczku rzeczy? Kiedy pani doktor próbuję się zadomowić w miasteczku zaczyna dochodzić do wielu morderstw z udziałem nastolatków. Clarie uważa, że można to wytłumaczyć opierając się na wiedzy medycznej i biologicznej oraz zdarzeniach, które działy się pięćdziesiąt i sto lat wcześniej. Musi jednak działać szybko, aby uratować swojego syna – Noaha przed szerzącą się epidemią...

Historia zaczyna się szybko satysfakcjonując każdego, nawet osobę uzależnioną od adrenaliny; a zakończenie zadowoli wytrwałego czytelnika, ponieważ autorka wyjawi wszystkie sekrety w dość specyficzny sposób. Znawcą thrillerów nie jestem i nie wiem jaki jest schemat epilogów, ale moim zdaniem pisarka wykonała to dobrze.

Tylko dlaczego nie maksymalna ocena? Mogę wydawać się trochę marudna, aczkolwiek osoba, która nie lubi czytać o pasożytach i innych paskudztwach w nazwie łacińskiej tak jak ja czasem będzie niezadowolony.

Czym zachwyciła mnie autorka? Na pewno ładnym stylem, prostym i przejrzystym, dlatego tak świetnie zrozumiałym dla czytelnika. Widać, że Gerritsen ma za sobą lata praktyki lekarskiej i studia medyczne. Do tego niebanalna fabuła łącząca w sobie trochę romansu, thrillera, sensacji i powieści historycznej. Dodając to do siebie wychodzi wciągająca książka godna polecenia każdemu.