Czy mieliście kiedykolwiek wrażenie, że sen miesza wam się z jawą? Sprzeczne informacje mieszały się z tymi potwierdzonymi, tworząc wybuchową mieszankę? Zapewne raz wam się to zdarzyło, ale żeby kilka razy jednego dnia, a dokładniej nocy?
Główny bohater przeżywa szaloną podróż taksówką, której kierowca wyskakuje w biegu, siedzi wewnątrz przedwojennego tramwaju i zastanawia się, kto tak naprawdę go prowadzi. To niewiele sytuacji, które są nad wyraz absurdalne, a zarazem fascynujące.
Bo kto by nie chciał przeżyć takiej szalonej przygody?
Po wielu pozytywnych recenzjach (gdyż na takowe jedynie trafiałam) postanowiłam zaryzykować i zaopiekować się jednym egzemplarzem „Nocy”. Na pierwszy rzut oka wydaje się ona niewinna z tym swoim wąskim (wręcz anorektycznym) grzbietem i okładką, gdzie tytuł jest zarazem grafiką. Wiedziałam, że to książka na parę chwil, ale każda nowa historia ponoć na nas jakoś wpływa. Czy ze mną było tak samo?
„Noc” to przede wszystkim czternaście literackich miniatur, które tworzą ze sobą zsynchronizowaną całość, uzupełniając się. Ryszard Grzywacz stworzył je po jednej nieprzespanej nocy, co mnie nieco zaskoczyło. Słyszałam o inspiracji sennej (podobno tak miała Stephenie Meyer, a później bum – powstała saga „Zmierzch”), ale inspiracja bezsenna? Gdy ja cierpię na bezsenność to leżę w łóżku jak kłoda i liczę barany, byle tylko zmusić moje ciało do wejścia w tryb „spanie”. Jak widać bywają różne typy ludzi.
„Nasze góry na nas patrzą. Cały czas nas sprawdzają, jak rodzice obserwujący swoje dzieci na placu zabaw. Obyśmy nie zasłużyli na skarcenie.”
To dosyć dziwne, kiedy nie znam imienia głównego bohatera. Owszem, mogę uznać, że jest nim sam autor książki, ale skąd mogę wiedzieć, iż tak jest naprawdę? Taki już jest urok tej literackiej fikcji. Każdy z nas może stać się kimkolwiek zechce. Oczywiście lepiej zachować umiar, bo co za dużo to niezdrowo.
Książkę czyta się szybko i nawet nie postrzegamy, że to już koniec (byłoby to dziwne, gdybyśmy czytali tak cienką książkę miesiącami). Autor nie posługuje się wyszukanym słownictwem, przez co książkę można czytać w każdej sytuacji. Dodatkowo przeważają tutaj głównie przemyślenia naszej postaci, jednak przy tym tytule nie wydaje mi się to minusem. Wręcz przeciwnie. Jakoś nie odczuwam braku dialogów, a nawet mogłyby zniknąć, bo część z nich brzmi sztucznie, co nieco mnie irytowało.
„Ciekawe, czy istnieje uzależnienie od rezygnacji.”
Autor zachęca nas, byśmy odrzucili chociaż na chwilę bieg ku nieznanemu i przystanęli w miejscu, by móc dostrzec więcej aspektów swojego życia. Przeważające w „Nocy” rozmyślenia pokazują nasz świat w absurdalny sposób, jednak jest w tym wszystkim kropla prawdy. Czasami warto porzucić schematyczne myślenie i zagłębić się w dany temat. Odrzucić dzisiejsze dobra i dać się ponieść chwili. A może odkryjemy coś, czego nam brakowało?
Nie byłabym sobą, gdybym nie wytknęła choćby jednego błędu. Nie będę tutaj skrzeczeć na literówki czy błędnie zapisane słowa, które powinny być w separacji lub w związku małżeńskim. Chodzi mi tutaj o cenę książki. Dwadzieścia trzy złote za okładkę i osiemdziesiąt osiem stron? Co jak co, ale to już jest lekkie zdzierstwo. Rozumiem, że wydawnictwo i autor muszą zarobić, ale czy nie zarobiliby więcej, gdyby obniżyli cenę o kilka złotych? Wtedy więcej osób będzie skłonnych kupić książkę, bo zachwycająca okładka oraz kilka pozytywnych ocen mogą nie wystarczyć.
Z serii „rozkminy bluszczyny”: Jeżeli główny bohater próbował wczuć się w aurę sennej nocy to dlaczego miał ze sobą telefon komórkowy i jeszcze go wykorzystał w pewnej sytuacji. Drobne niedopatrzenie?
Podsumowując:
„Noc to przede wszystkim odskocznia od naszego elektronicznego życia i zachęcenie do wędrówek, które mogą pokazać nam drugą naturę otoczenia w którym mieszkamy.
Polecam tę książkę wszystkim tym, którzy nie boją się zmierzyć z mieszanką różnych emocji i są gotowi na rozmyślania po zakończeniu lektury.