Czuję, że ta historia niszczy…
Że z każdą kolejną stroną chcesz zasłonić oczy, snuć inne scenariusze niż podsuwa mi umysł.
Chciałabym móc przestać myśleć o tej książce.
Chciałabym, aby małego trzyletniego chłopca to nie spotkało.
Chciałabym, aby ta książka tak bardzo nie bolała.
Chciałabym udawać, że jej nie przeczytałam.
Chciałabym…
„Niewybaczalne” mnie zniszczyło. Emocje w tej książce rozwalają. A może to moja wrażliwość spowodowała, że odczułam wszystko, co najmniej dwa razy mocniej.
Izabela Janiszewska stworzyła genialną książkę, obierając za jej fundament oklepany motyw dziecka. Przecież, w co drugim thrillerze i kryminale o tym czytamy. To nie może być nic nowego. A jednak jest. „Niewybaczalne” ma to coś, co je wyróżnia, urzeka podczas czytania. To warstwa emocjonalna. Emocje czytelnika biorą górę i co z tego, że pojawiają się już dobrze znane sytuacje, małe wpadki ty czytasz dalej. Brniesz w tę historię, gdzie główna zagadka wiąże się z ludzkimi dramatami. Gdzie ktoś nie mówi prawdy, coś ukrywa, kłamie. Gdzie między mieszkańcami wioski jest wiele powiązań. Brniesz w historię i szukasz z Zuzanną prawdy. Z bohaterką, która żyła prawie całe życie w kłamstwie. Brniesz dalej i dalej, przewracasz kartkę za kartką, minuty na zegarku lecą, a ty nie możesz się oderwać. Nie, teraz kiedy ból, desperacja i ciekawość jest tak duża. Wszystko się coraz bardziej komplikuje, a za chwilę wyjaśnia. Nie możesz odłożyć książki w momencie, kiedy już wiesz, kto jest winny zabójstwa małego syna Babiczów… Nie możesz, bo… nie chcesz w to wierzyć. Nie dopuszczasz takiej myśli. Przecież… Jak… To nie może być prawdą. Przecież to… Liczysz na to, że to tylko takie złudzenie. Ale nim jest. Tak okrutna zbrodnia- łzy cisną się do oczu… Potrzebujesz głębszego oddechu, może dwóch przed kolejną kartką. Później następuje zaskoczenie, bo za dwoma kolejnymi morderstwami stoją osoby, których nie podejrzewałaś. Po zakończenie nie wyrzucisz tej książki z pamięci… Nie ma szans.
Bardzo udanym zabiegiem jest dwutorowe prowadzenie akcji. Mamy 2015 rok i pierwszoosobową narrację Zuzanny. Początkowo nie ciekawiły mnie jej rozdziały. Sama bohaterka do mnie nie przemawiała. Jej szukanie prawdy mnie nie kupiło, nie rozumiałam, dlaczego aż tak bardzo chce się tego dowiedzieć. Zuzanna to taka bohaterka, która przegrała życie, zawiodła wszystkich, teoretycznie wszystko jej obojętne, a jedynym promykiem światła w życiu jest syn. Im bliżej końca, tym bardziej się do niej przekonywałam.
Jest też trzecioosobowa narracja z 1990 roku, która ciekawiła mnie od samego początku. Tam panował taki „polski” klimat. Wszystko było osnute mgłą tajemnicy. Świetnie opisane przeżywanie straty. Życie mieszkańców małej wioski, praca policji, przebieg śledztwa. Intrygującą postacią jest Roman, który na przestrzeni całej historii przechodzi przemianę. Z zadowolonego życiem mechanika, który ma żonę i cudownego syna staje się samotny, pozbawiony sensu życia… Strata… to tak bardzo boleśnie widać na jego przykładzie.
Autorka zaskakuje bardzo skomplikowaną zagadką trzech morderstw dzieci, w której nic nie jest takim, jakim się wydaje. Podsuwa różne typy, wodzi czytelnika za nos, podsyca ciekawość, małymi krokami prowadzi do zakończenia. Ta historia to nie tylko to to też różnorodni bohaterowie- Roman, Zuzanna, Lilka, Mateusz…- dobrze rozpisani, w miarę wiarygodni i doświadczeni przez życie. Czyta się błyskawicznie, a ciekawość nie ustępuje nawet na chwilę.
Okrutne morderstwa, miłość, nienawiść, ból, zemsta, tajemnice, prawda, silne więzi to i wiele i więcej znajdziecie w tej książce.
Mogę się oczywiście przyczepić do paru małych niuansów, ale nie zrobię tego, bo one giną w morzu tego, co funduje Janiszewska.
Polecam!