Książka magiczna, choć jednocześnie niezwykle poruszająca.
Narratorem ,,Stacji Tokio Ueno" jest Kazu, urodzony w tym samym roku co cesarz (obecnie ,,emerytowany") Akihito. Nawiązania do rodu cesarskiego na tym się nie kończą, syn Kazu - Kōichi - urodził się tego samego dnia co obecny cesarz Japonii - Naruhito.
Życie Kazu i jego rodziny dalekie było jednak od wygód i luksusu. Brak pieniędzy zmusił go do opuszczenia rodziny i wyjazdu za pracą do Tokio. Ta trwająca latami rozłąka nie przyczyniła się do zerwania rodzinnych więzi, choć mężczyzna czuł się samotny, chciał zapewnić swoim najbliższym godne życie.
Decyzja o emeryturze jawiła się jako szansa na powrót do rodziny i odpoczynek po wielu latach pracy. Niestety, czas ten nie przyniósł mężczyźnie radości, bowiem jego życie rodzinne zaczęło się rozpadać. Załamany powrócił do Tokio, bez zakwaterowania,perspektyw, szans na pracę, jedynie z zegarkiem, który otrzymał w prezencie od żony i córki.
Bezdomny Kazu mieszkał w parku położonym blisko stacji Tokio Ueno. Historia opowiedziana przez niego, a w zasadzie jego ducha, ukazuje z jakimi problemami muszą mierzyć się bezdomni w Japonii, jak są traktowani, co im wolno, jak bardzo muszą się starać, by przeżyć. Sam pomysł wprowadzenia postaci ducha, niewidzialnego, jest dla mnie doskonałą metaforą bezdomnych, którzy na codzień także są praktycznie niewidzialni, chyba, że przez park będzie przejeżdżał cesarz - wtedy bezdomni muszą z niego zniknąć na kilka godzin.
Narracja w książce jest specyficzna, niekiedy chaotyczna, kojarzy się ze strumieniem świadomości. Opowieść o rodzinie przeplata się z rozmowami przechodniów w parku, rozważania o bezdomnych znajomych z chaosem na stacji. Mimo to jest niezwykle piękną, metaforyczną opowieścią. Może wywołać łzy, na pewno skłania do przemyśleń o tym, co tak naprawdę ważne jest w życiu. Bo czy głównemu bohaterowi szczęście przyniosły lata pracy z dala od rodziny? Nie. Omijał on rodzinne uroczystości, przegapił ważne momenty w życiu swoich bliskich, czego później żałował. Niestety, czasu nie da się cofnąć.
Dodatkowym atutem jest świetne tłumaczenie Dariusza Latosia, z którym po raz pierwszy zetknęłam się przy ,,Gąsiennicy" Ranpo Edogawy.