Są takie książki, które trafiają do nas w stu procentach. Poruszają właściwą strunę w naszej duszy i na koniec zostawiają z roztrzaskanym sercem i oczami pełnymi łez. "Dance. Sing. Love. Miłosny układ" to opowieść o nieprzerwanej walce pomiędzy sercem a rozsądkiem, z których nie zawsze wygrywa to, co właściwe i dobre.
Livia Innocenti jest zawodową tancerką. Od dzieciństwa trenuje balet i kocha to, co robi. Należy do jednego z najbardziej doświadczonych i zawodowych zespołów tanecznych. Pewnego dnia zostali wynajęci na całą trasę koncertową popularnego piosenkarza Jamesa Sheridana. Na próbach szybko wychodzi na jaw, że wokalista jest osobą bardzo arogancką i zapatrzoną w siebie, co strasznie irytuje Liv. Jednak z upływem czasu wokalista zaczyna się jej podobać i on też pragnie spędzać z tancerką coraz więcej czasu. Dziewczyna zaczyna się zakochiwać, nie chce jednak wplątywać się w kolejny raniący ją związek, ale nie umie oprzeć się młodemu mężczyźnie, stają się kochankami. Liv nie potrafi posłuchać się głosu rozsądku, który każe jej odpuścić - serce wygrywa. W końcu zbiera się na odwagę i wyznaje piosenkarzowi co do niego czuje, jednak na ich drodze staje była dziewczyna Sheridana, którą cały czas kocha. Sprawy się komplikują. Czy Liv będzie chciała tkwić dalej w tym chorym, wyniszczającym ją układzie? Czy zazna w końcu prawdziwej miłości?
"Miłosny układ" to płomienna historia o różnych obliczach miłości. Nie zawsze związek z drugą osobą jest piękny i doskonały, jak to sobie początkowo wyobrażamy. W miłości nic nie jest łatwe i Liv doskonale o tym wiedziała, jednak mimo wszystko jej uczucia do drugiej osoby nie wygasły. Nie chciała stracić mężczyzny, którego kochała całym sercem, nawet wtedy, gdy tamten traktował ją tylko jako zabawkę i kochankę.
Historia z życia wzięta, nie koloryzowana i nie upiększana, tylko taka, jaka mogłaby się przytrafić każdemu z nas. Opowiada o sile miłości i przyjaźni, o bólu rozstania i zazdrości. Uczy, że w życiu są rzeczy, o które warto walczyć do samego końca i mimo, że niekiedy jest to trudne, posłuchać się głosu rozsądku. Przepychanki i igraszki słowne pozwoliły utrzymać książkę w lekkim klimacie, a pomysł z trójkątem miłosnym okazał się ciekawym rozwiązaniem.
Podczas lektury zdarzały się niespodziewane zwroty akcji, autorka z każdą kolejną stroną zaskakiwała ciekawym pomysłem na rozwój fabuły, jednak zakończeniem rozwaliła mnie na łopatki. Spodziewałam się czegoś w stylu "I żyli długo i szczęśliwie" i byłam już nawet przekonana o tym, że tak będzie, ale nie tym razem! W Epilogu Sandra wzbudziła moją ciekawość co do kontynuacji powieści. W pewnym sensie byłam na nią zła, że właśnie w taki sposób zakończyła tę historię, ale z drugiej strony cieszę się, że nie był to kolejny przewidywalny romans. Książka zasługuje na duże wyróżnienie.