Jako fanka wszystkiego co anielskie, bardzo się „napaliłam” na książkę pt. „Pióro Anioła” którą napisał Janusz Koryl.
Jednak już od pierwszych stron poczułam ukłucie żalu, bo nie mogłam się wciągnąć w akcję. Inne książki potrafiłam przeczytać w ciągu jednego popołudnia, a tą pozycję odkładałam po przeczytaniu zaledwie kilku rozdziałów. I tak minął chyba miesiąc…
Co znajdziemy w tej książce? Powtórkę z historii, tylko w nowszym wydaniu. W rodzinie Marii i Józefa (stolarza…), na świat ma przyjść Mesjasz. Jest to ciąża wyczekana, lecz niespodziewana. A wręcz… nieprawdopodobna, gdyż pewnego razu Maria budzi się i dostrzega coś, a raczej… kogoś. W jej sypialni zjawia się osobnik twierdzący, iż jest aniołem głoszącym jej dobrą nowinę - że ma być matką nowego mesjasza. Początkowo nie chce w to uwierzyć, myśląc, że to tylko sen, lecz jej wątpliwości rozwiewa znalezione na podłodze białe biuro. Anielskie.
Jak nie trudno się domyślić, jej mężowi nie jest łatwo uwierzyć w opowiedzianą przez nią historię, jednak co dziwne, w zasadzie szybko przystaje na jej wersję i po kilku „głębszych”, wychylonych w towarzystwie kolegów, nie ma już wątpliwości. Nie wątpi ani w ciążę, ani w fakt, iż jego żona urodzi zbawiciela.
Wieść szybko się rozchodzi. Niemal bez zastanowienia i powątpiewań, wszyscy mieszkańcy zaczynają wierzyć w ten cud i wioskę opanowuje „szaleństwo”. Jednak nieustannie wszyscy zadają sobie pytanie dlaczego akurat Soleccy i dlaczego akurat ta miejscowość… Rodzina Soleckich staje się popularna, a Maria przestaje być cichą, szarą myszką. Jest rozpoznawalna, ciągle odwiedzają ją sąsiedzi. W końcu przykuwa uwagę mediów, a nawet ma swoich ochroniarzy, których wyłoniono podczas castingu.
Autor w zasadzie skupia się nie tyle na niepokalanym poczęciu i narodzeniu się dziecka, co oddziaływaniu tego faktu na wieś Leszczyny, opisując podejście mieszkańców, ich reakcje i relacje, ich religijność. Z pozoru główni bohaterzy tak naprawdę są gdzieś w tle. Ważniejszy jest ksiądz, walczący o odrestaurowanie organów, kobieta handlująca relikwiami, mężczyzna od lat piszący listy do papieża…
Zakończenie mnie zaskoczyło i szczerze rozczarowało, gdyż urywa się w kulminacyjnym momencie...
Choć z drugiej strony, pozostawienie wielu niedopowiedzeń i trzymanie czytelnika w niepewności jest pozytywnym zabiegiem. Nasuwają się pytania które wymagają chwili zastanowienia - czy faktycznie dziecko będzie Mesjaszem, co to znaczy dla wsi i dla całego świata, czy będzie musiało ponieść ofiarę... I czy jego ewentualna śmierć odkupi winy (mieszkańców?) Odpowiedzi nie znajdziemy w książce, ale znajdziemy je w głębi siebie.