Dominika Smoleń to młoda autorka powieści obyczajowych i new adult. Dotychczas nie czytałam Jej pełnowymiarowych książek a jedynie opowiadanie zawarte w antologii "Pod świątecznym niebem". Niedawno otrzymałam do recenzji najnowszą z książek - "Gaming house". Zachęcona opisem i beztroską okładką wzięłam się z dużymi oczekiwaniami do czytania. Jak wypadło moje spotkanie z 'domem gier'?
Z wykształcenia jestem pedagogiem, a na studiach II stopnia studiowałam terapię uzależnień, więc wszelkie nowe uzależnienia i zachowania osób popadających w te nałogi nie są mi obce. Dlatego bardzo chciałam poznać książkę, by zobaczyć czy w niej zderzymy się ze stereotypem 'geeka komputerowego', czy zostaną przedstawione fakty, które niejako otwierają młodym ludziom oczy na dość powszechny problem jaki wiąże się z nadmiernym korzystaniem z tego medium. Ale nie spodziewałam się takiego podejścia do tematu. Jednak po kolei.
W tytułowym Gaming House zamieszkuje ośmioro młodych ludzi: Diana, Klara i Aleksander, Filip, Gabriel, Rafał, Sandra i Michał - wśród nich są dwa rodzeństwa. Dodatkowo pośród mieszkańców jest jedna zakochana para (Klara z Rafałem), a żeńska część mieszkanek tej studenckiej komuny deklaruje biseksualizm. Mieszanka wybuchowa? Nie inaczej. W książce znajdziecie narrację pierwszoosobową a rozdziały są pisane z perspektywy każdego bohatera. Ośmiu narratorów w pewnym momencie zaczyna ciążyć i odrobinę gubimy się w treści, dla mnie to już za dużo. Taki sposób prowadzenia opowieści lubię w rozbudowanych seriach fantasy, jednak w powieściach obyczajowych, jednotomowych powodowało znużenie.
Mieszkańcy domu to studenci (tylko jeden z nich jest jeszcze w liceum), a zaledwie dwoje utrzymuje całą tę gromadkę. Filip pisze programy komputerowe a Diana powieści erotyczne. Gdyby nie ta dwójka, rachunki nie byłyby zapłacone a w lodówce ział jedynie chłód. Wszak mieszkańcy żywią się adekwatnie do stylu życia (mrożonkami i naleśnikami), o czym autorka aż nazbyt często nam przypomniała. Ich życie toczy się głównie wokół gry w League of Legends i zmieniania partnerów seksualnych...
Na początku powinnam zaznaczyć, że czytuję mało obyczajówek, a po wszelkie romanse czy tym bardziej erotyki nie sięgam. Doceniam kiedy w książkach wszelkie seksualne zachowania są opisane subtelnie. W Gaming House jednak zderzyłam się z absolutną rozwiązłością. Zarówno językową jak i społeczną.
Język jakim posługuje się autorka jest prosty przez co czyta się szybko, ale tutaj prostota nie jest do końca pozytywna, ponieważ w tekście jest mnóstwo kolokwializmów, pustych dialogów, młodzieżowych zwrotów nieadekwatnych do wieku bohaterów i wulgaryzmów.
Opis książki sugeruje, że w tekście znajdziemy zabawne przygody czy dramaty... Jednak niestety czuję się trochę oszukana ponieważ humor do mnie nie trafił. Sytuacje kreowane na 'zabawne' były żenujące, jeśli miały być ironiczne to ja tego nie wyłapałam. Dramatów też brakło, gdyż jak już wspomniałam, w książce wszystko rozbija się o nałogowe granie w LOL i sex.
Ponadto tempo książki jest jednostajne, trudno doszukiwać się zwrotów w akcji. Jest po prostu opowieścią o kilku tygodniach życia młodych ludzi.
Cieszyłam się, że w książce zostanie poruszony wątek gier komputerowych. Moją pracę magisterską pisałam właśnie o współczesnych grach przez co temat jest mi bliski. Sama też sięgałam po tę rozrywkę. W powieści znajdziemy dość dokładny opis rozgrywki w League of Legends a na końcu książki słowniczek, który pomaga zrozumieć język gry, co jest na plus tej pozycji. Niestety im dalej w las tym pozytywnych aspektów coraz mniej. Nie mogę opisać Wam konkretnych sytuacji, ponieważ chcę uniknąć spoilerów ale zachowania bohaterów mnie druzgotały. To jak Gabriel traktował partnerki porażał. Czytając o tym sama czułam się brudna i upodlona. Mamy także sytuację, kiedy jedna z par zrywa ze sobą ponieważ... ktoś stracił pozycję w rankingu gry. Tak, to zdecydowanie zachowanie adekwatne dla 14 latków, ale ludzi po 20? Znajdziecie tutaj również, nagradzanie postępów w grze drogimi prezentami. Owszem łamany jest tu stereotypowy obraz geeka, próżno więc szukać typowych apatycznych ludzi kompulsywnie korzystających z komputera, zamkniętych w swoim świecie, którzy często trafiają na terapię.
A o terapii mówiąc... Poraziła mnie jedna ze scen, kiedy to bohater czuje, że ma problem i chce poszukać pomocy udając się do miejsca kreowanego na Klub Anonimowych Graczy. A tam? Prowadzący w ramach wychodzenia z nałogu zabiera uczestników do klubu GoGo… Nie mogę tego przyjąć. Anonimowi Uzależnieni Od Komputerów opierają się na programie 12 kroków, leczą się w kontakcie z naturą, poznawczo i behawioralnie. Ja rozumiem, że to fikcja literacka ale nie potrafię czytać o tym, że osoba w jakimś stopniu uzależniona jest pchana w inną zależność w ramach potencjalnego leczenia.
Autorka między wierszami zwraca uwagę na zagrożenia płynące z kompulsywnego grania. Mamy wskazanie na brak podejmowania innych aktywności (poza domem), zaniedbywanie obowiązków, wydawanie dużych kwot na nowe gry, podnoszenie swojej wartości poprzez postępy w rozgrywkach, zaniedbanie nauki i obowiązków. Jednak mimo tego nie znajduję w tekście twierdzenia, że ich zachowania są złe.
Mało tego prócz zależności od gry pojawia się także seksoholizm. Bohaterowie zmieniają partnerów jak przysłowiowe rękawiczki, dzielenie się partnerami czy zabawa w dominę, jest na porządku dziennym. W książce znajduję wręcz hiperseksualizm, który objawia się zaburzonym libido, wzmożonym popędem i potrzebą zmiennej częstotliwości czy różnorodności seksualnej. Jednym słowem brak wszelkich moralnych hamulców.
Tym co broni tę książkę jest fakt, że dochód z jej sprzedaży przekazany zostanie na cele charytatywne. Drugi pozytywny aspekt stanowi zakończenie - otwarte, bez happy endu, którego już chyba bym nie zniosła.
Nie powiem Wam "polecam" lub "nie polecam". Z reguły wyrażam swoją subiektywną opinię, uważając przy tym jednak, że każdy ma inne upodobania, czyta różne gatunki i każdemu z nas odpowiada coś innego. W wielu przypadkach to co nie podobało się innym mnie przypadło do gustu. I odwrotnie, dlatego trzeba przekonywać się na własnej skórze.
Mnie jednak książka ta nie przypadła do gustu. Nawet nie chodzi o to, że czułam się nią zniesmaczona czy nie jest to 'mój' gatunek, ale raził mnie w oczy fakt, że sytuacje w książce zostały przejaskrawione, opisy były wręcz wyuzdane a na końcu nie znalazłam... morału. Tak jakby ta cała degrengolada wśród mieszkańców została pochwalona. Mnie degeneracja bohaterów razi w oczy.