Starość nie radość. Najlepiej wiedzą o tym pracownicy domu opieki, zajmujący się starszymi, często zniedołężniałymi ludźmi. Wiedzą też ci, którzy zajmują się starszym, chorym członkiem rodziny, czy sam chory. Jak trudne i wymagające wyrzeczeń i poświęceń jest to zajęcie, przekona się tylko ten, kto kiedykolwiek będzie miał z tym styczność. Wyobrażenia, to zupełnie inna para kaloszy niż doświadczenia.
W książce Dariusza Papieża „Dom Czwartego Przykazania” poruszony został temat starości, przemijania, niedołężnienia. To historia pensjonariuszy domu opieki i ich opiekunów, na co dzień dbających o swoich podopiecznych. W różnym stopniu, z różnym skutkiem i różnym zaangażowaniem. To wzruszająca opowieść o przemijaniu, umieraniu, samotności i potrzebie bliskości drugiego człowieka. Niezależnie od tego, ile masz lat, zawsze będziesz pragnął czuć się kochany, akceptowany, potrzebny. I to właśnie udowadnia ta książka. Jest ona również historią o miłości, o związkach jako takich, wzlotach, upadkach, porażkach i sukcesach, o problemach współczesnego zabieganego człowieka. Jest więc poruszony problem współczesnego konsumpcjonizmu, zatopienia w marazmie, poczucia pustki i bezsensu.
Niesamowite w powieści Papieża jest to, że pisząc o sprawach przytłaczających i przykrych, oswaja czytelnika z problemami, od których wielu ludzi stara się uciekać. Pisze o nich w sposób zwyczajny, bez patosu i bez tragizowania. Czuć tu normalność i powszedniość, nie współczucie, litość, czy obrzydzenie. Wszystko, o czym wspomina autor jest naturalne. Nie ma tu tematów niechcianych, czy tematów tabu. Autor w sposób dosadny, ale bez epatowania emocjami opisuje rzeczy tak jak się mają, w sposób naturalistyczny. Być może taka narracja i taka relacja narrator – bohaterowie, ma związek z faktem, iż Dariusz Papież pracował jakiś czas w domu opieki. Być może dzięki temu odczuć można bijącą z tej książki szczerość i przyjąć z taką łatwością. Starość jest u Papieża stanem naturalnym, nie traktowanym po macoszemu. Jest elementem codzienności, życia. I chwała mu za to.
Kiedy czytałam tę książkę przyszło mi na myśl, że strasznie szkoda, że w naszych szkołach nie serwuje się dzieciakom tego typu książek. Takich, które byłyby w stanie nauczyć ich trochę współodczuwania, szacunku dla drugiego człowieka. Dość już lektur, w których jesteśmy Winkelriedami. Wolałabym, żeby nasze młode pokolenie z większą uwagą przyglądało się potrzebom starszych osób, zwłaszcza tych z własnego otoczenia, niż zaś umacniało romantyczny patriotyzm. Ale to oczywiście tylko marzenie ściętej głowy.
„Dom Czwartego Przykazania” to historia Julii i Roberta, którzy oprócz nowej pracy w domu opieki, znajdują nowy sposób na życie. Miłość, która połączy dwoje samotnych i nieszczęśliwych ludzi wniesie w ich życie dużo zmian i mocno skomplikuje dotychczasowe, niezbyt poukładane relacje, zwłaszcza Julii. Ale ich historia toczy się równorzędnie z historiami innych postaci, często zapomnianych przez swoich najbliższych. Autor opowiada bez skrępowania o ich odchodzeniu, ich godzeniu się z rzeczywistością, walce czy odrętwieniu. Ilu ludzi, tyle postaw. W historiach tych jednak najważniejszym i najczęściej pojawiającym się łącznikiem jest znieczulica. Opiekunów, rodziny. Szczególnie bolesna w przypadku osób, które teoretycznie mają rodzinę, przyjaciół, bliskich… W praktyce zaś napotykają na mur obojętności. W książce pojawia się kilkanaście różnych postaci, ale tylko jedna z nich gra pierwsze skrzypce. Samotność.
Czy polecam? Zdecydowanie tak. To książka, którą przeczytać trzeba obowiązkowo.