Nazwisko Autorki książki nic mi nie mówiło, bo i skąd skoro u nas do tej pory była na jej temat cisza, jak zresztą na temat wielu innych pisarzy emigracyjnych. A szkoda, bo to nie tylko nietuzinkowa kobieta, niezwykła Polka ze wspaniałą przedwojenną i wojenną przeszłością, ale również bardzo ciekawa postać licząca się w literaturze nie tylko jako pisarka, ale również jako znakomita tłumaczka dzieł Jacka Londona, Aldousa Huxleya, Donna Byrne'a i Sinclaira Lewisa. Jej "Kobiety" - aż żal, że dopiero teraz po raz pierwszy u nas wydane, mimo że ukazały się już w 1946 roku w Rzymie, dzięki Instytutowi Literackiemu - należą do książek, które czyta się prawie na wdechu, i którymi od razu po przeczytaniu chce się podzielić. Stanisława Kuszelewska- Rayska pisze w nich bowiem o tym co sama i znane jej kobiety, z różnych środowisk, przeżyły w wojennym koszmarze dnia codziennego okupowanej i niszczonej nalotami Warszawy a później w czasie Powstania. Mogła wraz z córką Ewą opuścić we wrześniu Polskę razem z mężem, który stanowił ochronę dla wywożonego z Polski złota, ale jednak tego nie zrobiła. Zapłaciła za to ogromną cenę współuczestnicząc w codziennym strachu i trudzie innych, cierpiąc głód, chłód i wszy. Ale to jeszcze nic. Największą ceną było jednak życie Ewy oddane w Powstaniu Warszawskim. Śmierć ukochanej córki powaliła ją psychicznie i fizycznie a również wpłynęła na jej ocenę Powstania o czym pisała w liście do swego pierwszego męża, ojca Ewy. Nigdy już nie odzyskała pogody ducha i do końca swych dni, które upłynęły w 1966 roku, schorowana i znerwicowana rozpamiętywała Powstanie i odejście Ewy, którą niemcy - takiej pisowni Kuszelewska - Rayska używa w swojej książce dla podkreślenia czym byli zbrodniarze, którzy zamordowali jej ukochaną córkę i niemniej kochaną Warszawę - rozstrzelali na ulicy 26 września dobijając wcześniej wszystkich rannych w szpitalu, w którym pełniła swe obowiązki pielęgniarki.
Autorka "Kobiet" była osobą wyjątkową pod każdym względem, życzliwą innym i troszcząca się o nich nawet w sytuacji, gdy czuła się skrzywdzona, jak to miało miejsce z pierwszym jej mężem, Ignacym Matuszewskim, którego najprawdopodobniej nigdy nie przestała kochać i utrzymywała z nim listowne kontakty aż do jego śmierci. Dbała również ogromnie o swojego drugiego męża, którego tuż przed swą śmiercią, by zapewnić mu opiekę i pomoc w 1966 roku wyswatała ze swą najlepszą irlandzką przyjaciółką.
O książce swojej tak napisała w słowie "Od autorki" :
"Oto kobiety w Polsce 1939 - 1945.
Nie piszę o zdarzeniach, chociaż wszystkie były mi bliskie; piszę o ludziach wśród zdarzeń. Dlatego nie chronologia mnie obchodzi, lecz serce i losy. Kolejność dat zachowuję tylko wewnątrz działów.
Pisałam tę książkę już na emigracji, po wyjściu z Polski w lipcu 1945 roku". [str 9]
I tak faktycznie jest; Stanisława Kuszelewska - Rayska w książce wydanej przez Zysk i S-Ka pod tytułem "Kobiety", w której znajdują się dwie części : Kobiety i Dziwy życia, na które składają się krótsze lub dłuższe nie opowiadania, lecz opowieści - każda opatrzona osobnym tytułem - wspomina znane sobie kobiety, w tym również znane postaci, takie jak np. Zofia Kossak Szczucka w różnych sytuacjach w jakich się znalazły, o ich roli w codziennym okupacyjnym życiu, a także w walce o wyzwolenie, w której brały udział na równi z mężczyznami. Przy czym w Kobietach miejscem akcji tych opowieści jest oczywiście Warszawa od 1939 do 1944 roku, do czasu Pruszkowa. A w Dziwach życia dramatycznie tułaczy los warszawiaków, głównie kobiet, tych które przeżyły Powstanie a później powrót do ruin i szukanie, szukanie najbliższych o losie, których nic nie było wiadomo, a którym to poszukiwaniom towarzyszyła nadzieja, rozpacz i ból a czasem radość skutecznie gaszona jednak przez nowego okupanta. Te opowieści są jak niezwykle sugestywne obrazy, które przewijały mi się przed oczyma wyobraźni, czego rzadko doświadczam czytając inne książki, dostarczając ponadto bezpośredniej wiedzy o życiu w tamtych jakże gorzkich i niewyobrażalnie trudnych czasach, oraz nadziei trzymającej przy życiu, nadziei na wolną Polskę, ale nie taką jaka nadeszła.
Mogłabym tak pisać i pisać, ale sama nie potrafiłabym oddać wrażeń jakich doświadczyłam w trakcie czytania "Kobiet" dlatego posłużę się zacytowaną przez S. Cenckiewicza w kończącym książkę rozdziale, w którym świetnie i obszernie pisze o samej Autorce wypowiedzią Jana Lechonia, jaką zawarł w swym dzienniku w październiku w 1951roku:
"Przeczytałem raz jeszcze "Kobiety" Stasi Kuszelewskiej z prawdziwym a godnym wzruszeniem ...... Niby są to migawki, same autentyczne zdarzenia, ale ich podanie świadczy o prawdziwym pisarstwie - choć chwilami mogłoby się zdawać, że to szlachetność opisanych ludzi i samej autorki jest główną wartością, urokiem i prawie artystyczną kompozycją książki. Ale nie Kuszelewska ma dobry styl, prosty niedotknięty żadnymi kadenizmami, ma pełne umiaru, ale i bardzo dramatyczne poczucie efektu, każde opowiadanie kończy się świetną, niemal teatralną pointą. To prawdziwe pisarstwo choć zarazem autentyczny dokument, taki że bez trudu poznaje się i Zosię Pietrabissa i Kossak - Szczucką i Turcię Potocką".[str.421-422]
Serdecznie polecam tę piękną i ogromnie wartościową pod każdym względem a zarazem poruszającą i porywającą za serce książkę, by chociaż przez moment przyjrzeć się tej cichej odwadze dziesiątek warszawskich kobiet, które codziennie w różny sposób narażały swe życie w walce z niemieckim okupantem.
A poza tym, te ciekawie snute opowieści Stanisławy Kuszelewskiej - Rayskiej, o zwykłych a jakże niezwykłych kobietach, to wciągająca i świetnie czytająca się lektura.
---
[1] Stanisława Kuszelewska-Rayska, "Kobiety", wyd. Zysk i S-ka, 2014 r., str. 9.
[2] Sławomir Cenckiewicz,"Rola zajęcy na miedzy", w: Stanisława Kuszelewska-Rayska, dz. cyt., str. 421-422.