Jill Mansell to uznana autorka, która z książki na książkę staje się coraz popularniejsza. Jej styl jest wyjątkowy i zapada w pamięć. Jest to druga jej powieść, jaką miałam okazję przeczytać i choć obie bardzo mi się podobały, "Nie traćmy..." zdecydowanie jest lepsza. To nie tylko wspaniała historia, która dodaje otuchy i bawi, ale i dostarcza wielu przyjemnych chwil. Tym razem to pozycja całkowicie optymistyczna i lekka, choć początek wcale tego nie zapowiadał. Oczywiście jest tu też ukryta mądrość, co jest charakterystyczne dla Mansell.
Dexter to młody mężczyzna o prostym życiu. Cechuje go spontaniczność, energiczność i luźne podejście do życia. Spędza dnie na umawianiu się z kolejnymi kobietami, imprezowaniu i podróżowaniu. To typowy lekkoduch. Pewnego dnia Dexter doświadcza jednak czegoś, co zmieni nie tylko jego dotychczasowe życie, ale i będzie miało wpływ także na niego, jego przyszłość, poglądy i charakter. Okazuje się, że niespełna kilkumiesięczne dziecko, mała Delphi trafi właśnie pod jego opiekę. Mężczyzna musi zająć się siostrzenicą i zapewnić jej nowy, bezpieczny i stabilny dom. Nie będzie to łatwe, aby nieco przystosować się do nowej sytuacji, Dexter postanawia wyprowadzić się na wieś. Tam nie tylko stara się pokonać strach i niepewność, ale i otrzymuje cenną pomoc sąsiadów, zawsze gotowych wspomóc go w nowej roli. Do tego wszystkiego zarówno on sam jak i Delphi, potrzebują kogoś kto ich pokocha, ale niełatwo jest trafić na odpowiednią osobę.
"Nie traćmy ani chwili" to opowieść o trudnej sytuacji, w której postawiony zostaje Dexter. To dla niego przede wszystkim ogromny szok, bo oprócz siostry, którą musi opłakać, musi się także jednocześnie skupić na wychowaniu dziecka. Jako osoba, która nigdy nie trzymała się żadnych zasad i norm, żyła z dnia na dzień i nie zważała na nic, teraz musi stać się odpowiedzialny, myśleć o dziecku i jego przyszłości. To dla niego ogromny szok. Musi nauczyć się mycia, karmienia i pielęgnacji niemowlaka, rozeznać się w świecie rodziców i zadbać o wszystko, w dodatku nie ma nikogo do pomocy. To nie tylko go męczy ale i frustruje, choć kocha Delphi, nie może przeżałować swojego prostego, dawnego życia. Tęskni za imprezami i znajomymi. Z drugiej jednak strony powoli zaczyna dojrzewać do stałego związku, zaprzyjaźnia się też z nowymi sąsiadami, którzy starają się ulżyć mu w nowej roli. Dzięki dziecku dojrzewa i staje się bardziej poukładany.
Jill Mansell postarała się, by tragedia jaką jest śmierć siostry, nie wpłynęła pesymistycznie na resztę powieści. Dzięki perypetiom Dextera związanymi z Delphi, książka zawiera mnóstwo śmiesznych wątków. Jednak nie tylko na nich skupia się autorka. Mamy tu także wielu innych bohaterów, wesołą i nieco zbyt pewną siebie Molly, która choć inteligentna, nie może znaleźć miłości, jej ojca, starszego choć pełnego wigoru pana mieszkającego w przyczepie, oraz wiele innych postaci. Wszystkie coś wnoszą, inspirują i bawią. To świetnie wykreowana powieść, w której wszystko jest dopracowane. Począwszy od akcji rozłożonej równomiernie w każdym rozdziale, po dialogi, proste i efektowne, aż na świetnym i zadowalającym, ale nie przesłodzonym zakończeniu. Zdecydowanie polecam wszystkim "Nie traćmy ani chwili".