„Pomyślała sobie, że starzy przyjaciele mieli w sobie to coś – tę szczególną nić porozumienia, której nigdy tak do końca nie udaje się osiągnąć z tymi, których spotkało się później. Ludzie, którzy poznają się w momencie, kiedy sama jeszcze się siebie uczysz, mają najbardziej uczciwy obraz".
Chciałabym pokazać wam książkę, z którą spędziłam ostatnie dwa dni.
„Nie sposób zapomnieć" Imogen Clark przykuła moją uwagę piękną, minimalistyczną okładką oraz intrygującym opisem. Czy moje przeczucie, że to jest warta uwagi książka mnie nie zawiodło?
Zacznę od tego, że książka zaskoczyła mnie fabułą. Jeszcze nie spotkałam się, chociażby z podobną.
Na samym początku uczestniczymy w odczytaniu testamentu, w którym oprócz urzędnika biorą udział również córka oraz czterech przyjaciół zmarłej. I bynajmniej nie dotyczy on podziału majątku, gdyż Angie nie należała do zamożnych ludzi. W swojej ostatniej woli zmarła prosi przyjaciół by przez pierwszy rok po jej śmierci zaopiekowali się oni jej osiemnastoletnią córką.
Tiger, zapalony podróżnik ma zostać głównym opiekunem Romany. Meggie najbliższa przyjaciółka Angie, ma pomagać dziewczynie w sprawach urzędowych i prawnych. Leon ma zatroszczyć się o jej rozwój kulturalny. Jest jeszcze Hope, którą cała czwórka znała najkrócej, i to jej zmarła powierzyła kwestie sercowe córki.
Przyjaciele Angie są początkowo wstrząśnięci zaistniałą sytuacją. Obawiają się również, że nie udźwigną obowiązków, które tak nieoczekiwanie spadły na ich barki. Najbardziej jednak zaskoczona i wściekła na matkę jest Romany…
Biorąc do ręki „Nie sposób zapomnieć" spodziewałam się czegoś innego. Spodziewałam się książki poruszającej temat straty, żałoby i tych wszystkich przytłaczających emocji z nimi związanych. Spodziewałam się obrazu zrozpaczonej po stracie matki młodej dziewczyny, która próbuje pogodzić się z losem i odnaleźć się w rzeczywistości, w której nie ma już jej rodzicielki. Te wątki tu są, ale przedstawione bardzo powierzchownie. Autorka bardziej skupiła się na ukazaniu relacji międzyludzkich i na przyjaźni. Czy to źle? Absolutnie nie. Właśnie, dzięki temu ta książka wyróżnia się spośród innych powieści o tej tematyce.
Ta książka to podróż przez życie każdego z bohaterów. Po odczytaniu testamentu cofamy się fabularnie do roku 1985, do czasów studenckich i obserwujemy, w jakich okolicznościach poznali się Angie, Meggie, Leon i Tiger, i jak rodziła się i rozkwitała ich przyjaźń. Zupełnie różni, a Jednak byli w stanie stworzyć więź niemalże tak silną, jakby łączyły ich więzy krwi.
Następnie autorka wrzuca nas w życie bohaterów w odstępach mniej więcej 7-8 lat. W ten sposób mamy obraz tego, jak wyglądało całe ich życie. Poznajemy ich charaktery i zamiłowania. Dzielimy z nimi smutki i radości. Poznajemy ich pierwsze miłości, te szczęśliwe, jak i te niespełnione. Nie zmienia się tylko jedno – ich przyjaźń. Silna, bezwarunkowa przyjaźń, która nie słabnie z biegiem lat.
Bardzo spodobał mi się fragment, kiedy spotkali się całą paczką by uczcić trzydziestolecie swojej znajomości. Jak wspominali dawne lata, wciąż pełni żywych emocji, zupełnie, jakby to wszystko działo się wczoraj. To napełniło moje serce jakąś taką melancholią i smutkiem, że ja nigdy nie doświadczę tego, co ci bohaterowie.
I wiecie, co jeszcze poczułam? Zazdrość. Tak, pozazdrościłam im tej przyjaźni…
Jeżeli jesteście ciekawi, jak potoczyły się losy przyjaciół i czy odpowiednio zaopiekowali się Romany, to koniecznie sięgnijcie po tę książkę.