Osoby, którym seria "Labirynty" przypadła do gustu, a było mnóstwo okazji by to sprawdzić z racji ilości recenzji tego cyklu na moim blogu, będą zadowolone bo znowu do niej wracamy. Charakterystyczne dla serii jest to, że nie są to powieści typowo psychologiczne ani też dramatyczne. Raczej jest to pomieszanie tych dwóch gatunków z odrobiną filozofii i rozmyślań. Akcji jest całkiem sporo, jednak nie gra ona głównej roli. W "Labiryntach" chodzi bardziej o emocje bohaterów i ich charaktery, a także o poglądy na życie. Każda książka uczy czegoś innego, daje do myślenia i pozwala spojrzeć na wiele wątków z innej strony.
"Nie pozwól mi odejść" dotyka nieco innej relacji niż zazwyczaj. Jest to historia dwojga ludzi, lecz tym razem nie pary ani przyjaciół tylko ojca z córką. Chery jest nastolatką, pełną energii i masą pomysłów na każdą minutę życia. Jednym z nich jest wyprawa w góry. Kompanem dziewczyny staje się jej ojciec David. Wszystko zaczyna się, kiedy nastolatka wpada na dosyć zaskakujący plan. Postanawia zdobyć szczyt góry. Namawia do tego swego ojca, który ku jej radości ulega i razem rozpoczynają przygodę, która wciągnie ich w sposób jakiego się nie spodziewali. Od tej pory wspinaczki na wszystkie otaczające ich góry, górki, wzniesienia i szczyty stają się ich wspólną, ogromną pasją, której następstwami są udział w maratonie i głębokie, prawdziwe i mocne więzi. Pomiędzy sukcesami i radościami, porażkami i zmęczeniem, wzmacnia się ich relacja. Jednak wspinanie się ramię w ramię nie jest tylko przyjemnym i satysfakcjonującym sposobem na wspólne spędzanie czasu. Każda kolejna wyprawa dostarcza im bolesnych stłuczeń, bólu całego ciała, paskudnych humorków i urazów, w połączeniu z nierzadko paskudną i trudną do wytrzymania pogodą wywołuje to liczne kłótnie i spory. Jednak chwilowa irytacja i złość tylko wzmacniają ich i jeszcze bardziej do siebie zbliżają.
Książka jest złożona z krótkich historii, każda jest inną wyprawą bohaterów. Poznajemy ich sposób na zdobywanie szczytów. Nie tylko przygotowujemy się razem z nimi, ale i podglądamy ich w trakcie pakowania ekwipunku i samych wędrówek. Te ostatnie upływają przede wszystkim na rozmowach Chery i David'a. Pomiędzy kolejnymi krokami opowiadają sobie o swych przemyśleniach, o życiu i uczuciach. Autor stworzył coś niezwykłego, bo w miarę czytania Chery dorasta na oczach czytelników, zmienia się, a co za tym idzie zmienia też David'a, który uczy się od niej wielu cennych rzeczy. Dzięki córce dostaje jedną z najważniejszych lekcji życia, tego, że ważniejsza od samego szczytu jest droga, która do niego wiedzie. Wszystkie ich wspólne wyprawy pozwalają mu dojrzeć wewnętrznie dzięki czemu na końcu ich wspólnej drogi, pozwala córce odejść ze spokojem i radością wiedząc, że nawet czas i odległość nie są w stanie zmienić tego co jest głęboko w nich, bliskości.
Nie chcę zdradzać za dużo, bo zakończenie jest naprawę piękne i bardzo symboliczne i warto je poznać samemu. To właśnie ono jest głównym nawiązaniem do tytułu książki i wszystkich przesłań ukrytych pomiędzy kolejnymi wspinaczkami bohaterów. Całość jest opowiedziana głównie z punktu widzenia David'a, jednak poznajemy także pojedyncze myśli Chery. To pozwala wytworzyć sobie pełny obraz tej dwójki i poznać ich od środka. Nie są to postacie typowo zagubione czy pałające do siebie niechęcią. Według mnie to po prostu dwoje bliskich sobie osób, które do tej pory zajęte codziennością, nie zauważały siebie nawzajem, żyły obok siebie. Dopiero góry pozwoliły im dostrzec siebie i swoje uczucia .
Autorem jest David W. Pierce, pisarz i publicysta. Stworzył wiele opowiadań cieszących się uznaniem czytelników, wykłada na Middle Tennessee State University. Mieszka w Murfreesboro w Tennessee wraz z żoną i synem.