Po zapadnięciu jedynego opiekuna Winter w śpiączkę, dziewczynę odesłano z Londynu do spokojnej mieściny na północy Walii. Winter czuje się obco w nowym miejscu, brakuje jej przyjaciół i babci. Życie w nowym miejscu wymaga od niej dużego poświęcenia. W momencie, gdy szesnastolatka zaczęła się przyzwyczajać do nowego życia, została napadnięta. Nie tylko ona. W Cae Mefus giną ludzie, a śladów brak. Winter wie, że Chiplinowie jak i niektórzy uczniowie jej nowej szkoły, skrywają tajemnicę. Dziewczyna napotyka Rhysa, z którym łączy ją nieopisana więź. Coś ciągnie ich do siebie, jednak oboje wiedzą, że bycie razem jest niebezpieczne. Winter w brutalny sposób poznaje tajemnicę, która wydaje się absurdalna. Jednak sekret nie dotyczy jedynie mieszkańców Walii. Pochodzenie Winter również jest wmieszane w to wszystko. Dziewczyna za wszelką cenę, chce się dowiedzieć kim naprawdę jest. Amulet, który odziedziczyła po ojcu, chroni ją w jakiś niewyjaśniony sposób. Gdy go ściąga staje się zupełnie inną osobą. Dziewczyna ma w sobie Moc. Jednak, co to oznacza? I dlaczego związek z Rhysem oznacza śmiertelne niebezpieczeństwo? Co takiego jest w krwi Winter, że wszyscy pragną ją dobyć?
"Czy można być dręczonym wspomnieniami miłości, która nigdy nie istniała?"
"Winter" to debiutancka powieść pisarki Asi Greenhorn. Kobieta urodziła się w Londynie w roku 1980, a wychowała w małej miejscowości na północy Walii. Obecnie mieszka w Mediolanie razem z swoim syjamskim kotem.
Sięgając po tę książkę miałam pewne obawy. Na stronie Lubimy Czytać nie uzyskała ona świetnych ocen, choć najgorzej nie było. Byłam pewna, iż "Winter" to zwykły, niczym nie różniący się od innych paranormal romance, bądź jakaś męcząca historyjka głupiutkiej miłości. Byłam gotowa na rozczarowanie, na szczęście się pomyliłam.
Zacznijmy od początku, który wydawał się zbyt chaotyczny. Od razu czytamy o dziwnym wypadku Marion Starr - babci Winter, i nim zdążymy porządnie przetrawić, co się wydarzyło, Winter parkuje już wraz ze swoją pani Adwokat przed domem Chiplinów. Po tak kiepskim wstępie, zastanawiałam się, czy sobie nie odpuścić. Ale nie mówi się hop, zanim nie przeskoczysz ;)
W następnych rozdziałach książka okazała się bardzo dobra. Akcja toczyła się nieprzerwanie, a tępo nadane przez panią Greenhorn wbija w poduszkę. Autorka, pisząc "Winter" skupiła się na wydarzeniach oraz emocjach. Natomiast opisów było bardzo mało. Praktycznie nie wiedzieliśmy jak wyglądają miejsca, w których znajduje się Winter. Jedyne, co wiedziałam o jej pokoju to, to że miał trzy okna i był na poddaszu.
Sam pomysł na fabułę nie był dość oryginalny. Dziewczyna, na pozór śmiertelniczka, zakochuje się w niebezpiecznym i tajemniczym chłopaku, który pragnie jej krwi, lecz musi się powstrzymywać (choć nie zawsze mu to wychodzi...). Czy to nie brzmi podobnie do historii Belli i Edwarda ze "Zmierzchu"? Owszem w "Winter" są inne przygody, inne tajemnice, znacznie obszerniejsze niż w "Zmierzchu", ale cała historia wydaje się być zbudowana na fundamentach dzieła pani Meyer.
Co do bohaterów, hm... Czy są świetnie wykreowani? Nie najgorzej. Winter jest silną dziewczyną, która przeżyła wiele smutnych chwil, nigdy się nie poddaje i gdy trzeba umie rzucić ciętą ripostę. Szesnastolatka szybko zdobyła moją sympatię. Rhys to miły chłopak, który potrafi nieźle przywalić, szczególnie po cztery setnej stronie. Gareth... ta postać była dla mnie zagadką. Nie wyrobiłam sobie o nim zdania. Wydawał się dziwny. Do Nyksów (uczniów takich jak Rhys) ukazywał jawną pogardę i niesmak, a Winter nie miał odwagi spojrzeć prosto w oczy... Eleri i Dai - rodzeństwo Garetha, to miłe osóbki, które starali się sprawić, aby Winter poczuła się u nich jak w domu. Madison najlepsza przyjaciółka Winter, mieszkająca w Londynie, była interesującą postacią. Bardzo polubiłam tą dziewczynę. Była ciekawa i wiedziała, czego chce od życia.
Styl jakim została napisana powieść "Winter" jest bardzo prosty. Rozdziały są krótkie, przez co przygody młodej Starr nas po prostu wsysają. Nim zdążymy się obejrzeć jesteśmy już w połowie książki! Pani Asia zafundowała nam mnóstwo zwrotów akcji, które bardzo zaciekawiają czytelnika. Ubolewałam nad tym, iż narracja jest w trzeciej osobie. Uczucia Winter dotarłyby bezpośrednio do czytelnika, gdyby to ona była narratorem. Ale narzekać nie mogę, źle nie było.
Podsumowując, mimo ubogich opisów, chaotycznego początku i niezbyt oryginalnego pomysłu na książkę, "Winter" jest bardzo miłą i lekką lekturą. Czytając ją nie męczymy się. Ba! Nawet kolejne rozdziały sprawiają nam przyjemność, a zwroty akcji zaskakują. Przygody młodej Starr sprawiają, że ciężko nam się oderwać od lektury. Powieść "Winter" powinna spodobać się fanom "Zmierzchu", natomiast anty fani dzieła pani Meyer mogą być nie pocieszeni.
"Nie obchodzi mnie, że cały świat jest nam przeciwny, nawet jeśli to oznacza, że musimy ten świat zburzyć..."