Mojej obsesji na punkcie "kocich" książek ciąg dalszy. Nie tak dawno rozczulałam się nad Kleo - abisynką z cudnej książki Helen Brown, a dziś rozpływam się nad devonem z debiutanckiej, a na dodatek wygranej w ramach konkursu Naszej Księgarni, powieści Kasi Bulicz-Kacprzak. Tak, nie przewidziało się Wam! Autorka napisała książkę w ramach konkursu, który wygrała, zyskując szansę na publikację - w ten właśnie sposób powstała "Nie licząc kota...".
Tytuł mówi sam za siebie - powieść Bulicz-Kacprzak to w zasadzie historia miłosna i odrobina kota. Bohaterką jest Aśka, zakochana w angielskim wykładowczyni, która po śmierci ciotki, za którą nie przepadała już od czasów młodości, dziedziczy mieszkanie. A w nim kota, który za punkt honoru postawił sobie unikanie nowej właścicielki. Powieść jest monotematyczna aż do bólu, także najlepiej będzie, jeśli przemilczę główne wydarzenia, bo inaczej poznacie całą historię zawartą w i nie będzie sensu jej czytać (a naprawdę warto!).
Obok Aśki pojawiają się Łukasz, jej obecny, obrzydliwie bogaty chłopak, któremu nie śpieszy się do ślubu, notariusz Szymon, z którym Aśka mogłaby kraść konie, Dorota, koleżanka z czasów liceum wraz z jej synem Antkiem... i pani Lucynka - archetypiczna sąsiadka z góry. Bohaterowie tworzą barwną mieszankę - i to taką, która się nie nudzi, bo każdy z bohaterów jest na swój sposób wyjątkowy i interesujący. Z niekłamanym zainteresowaniem śledziłam ich losy, nie zważając, czy czytam o Aśce, czy o Lucynce - polubiłam wszystkich jednakowo za wyjątkiem kota, którego było za mało w książce. Gdyby było go więcej, byłabym zachwycona, zwłaszcza, że uparty sierściuch w niezwykle zabawny sposób komentuje wydarzenia.
Fabuła opiera się wyłącznie na wątku miłosnym. Każda z wymienionych wyżej osób przeżywa jakieś zawirowania związane z uczuciami. Tylko wątek cioci Aśki wybija się na tle pozostałych, bo czai się w nim tajemnica. Ale nawet jeśli powieść opiera się tylko na tym jednym motywie, to nie sposób nie pochwalić autorki za podejście do tematu. Pierwszy raz zdarzyło mi się bowiem, że nie jestem w stanie przewidzieć jak potoczą się miłosne losy głównej bohaterki. Zazwyczaj są to tak przewidywalne sytuacje, że wydają się oczywistością. Tutaj tego nie ma. Autorce udało się mnie zaskoczyć, za co jestem jej niezmiernie wdzięczna, bo oznacza to jedną rzecz: romans i pokrewne mu gatunki z prozy dla kobiet nie wyginął i wciąż ma się dobrze.
Głównym atutem powieści Bulicz-Kacprzak jest wszechobecny humor. Bo jak tu się nie śmiać z narzekania Aśki, która nie znosi swojego kota i sąsiadki? Jej słowa wręcz proszą się o to, by dać upust radości: "Mieszkałam z dwiema istotami, których nie lubiłam. Kot miał jednak tę przewagę nad Lucynką, że nie mówił". Czytając tę książkę, można się zaśmiewać do rozpuku i łez - ja zaliczyłam oba sposoby. Dlatego jeśli tak jak ja macie gorsze dni i doskwiera Wam brak humoru, sięgnijcie po "Nie licząc kota...", bo ubaw po pachy jest gwarantowany w cenie książki. Jest to jej ogromna zaleta, bo ciężko połączyć zwyczajną historię z niezwyczajnym humorem, który podnosi na duchu. Taka właśnie jest ta książka: pokrzepiająca.
Pod każdym innym względem książka jest zwyczajna aż do bólu. Nie dowiemy się z niej nic nowego, nie doświadczymy żadnych większych emocji. Być może właśnie dlatego cała historia, a zwłaszcza postać Asi Poraj, tak do mnie przemówiły. Zwyczajność to jest coś, czego doświadczam każdego dnia. Dzięki temu łatwiej mi się odnaleźć w tym, co czytałam w książce Kasi Bulicz-Kacprzak. W tego typu literaturze nie szukam niezwykłych wydarzeń, lecz życia z krwi i kości. Cieszę się, że tutaj miałam z nim do czynienia. Tym bardziej też jestem wdzięczna autorce za łatwo przyswajalny język, który nie zakłócił mi przyjemności płynącej z czytania. Muszę też przyznać, że świetnie się skomponował z poczuciem humoru debiutantki.
Nasza Księgarnia po raz kolejny mnie nie zawiodła, a niespodzianka w postaci tej powieści była strzałem w dziesiątkę. Była to wesoła lektura, której lekkości mogłoby pozazdrościć wiele polskich autorek, wciąż piszących z nieakceptowalnym przeze mnie nadęciem. Powieść z cyklu "Babie lato", który promuje młode talenty, świetnie sprawdziła się jako niezobowiązujący przerywnik między bardziej wciągającymi tytułami.
Ocena: 5/6