Eva Teva i więcej Tev recenzja

Nie każde urodziny przynoszą coś miłego...

Autor: @Aleksandra_B ·6 minut
2019-03-17
Skomentuj
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!
Odkąd tylko pamiętam, jednym z moich największych marzeń z beztroskich lat dzieciństwa było posiadanie młodszego rodzeństwa. Trudno się nie dziwić duuużo młodszej wersji mnie – w końcu starsza o siedem lat siostra nie potrzebowała towarzystwa „gówniarza”, który nie rozumiał jej nastoletnich problemów. Pragnęłam posiadania kogoś u boku, kto będzie w stanie mnie zrozumieć. Kogoś, kto stanie w mojej obronie, kiedy narozrabiam i przyjdzie mi oczekiwać kary. Po prostu kogoś, kto będzie nie tylko przyjacielem. Cóż, moje marzenie nie spełniło się, także teoretycznie mogłabym pozazdrościć Tevie, głównej bohaterce „Eva, Teva i więcej Tev” licznego rodzeństwa. Teoretycznie, bo w praktyce jej liczna familia skrywała pewną tajemnicę. I to bardzo mroczną...

JAK DOPROWADZIĆ NASTOLATKĘ DO SZALEŃSTWA? DOŁOŻYĆ JEJ KOLEJNYCH ZMARTWIEŃ!

Muszę przyznać (tradycyjnie, nieprawdaż?), że nie nastawiałam się na nic dobrego. Wiecie, miałam przed sobą kolejną, pozornie zwyczajną młodzieżówkę, od której nie wymagałam zbyt wiele. Ot, co – chciałam po prostu miło spędzić czas, pozwalając sobie odetchnąć od pokręconych jak słuchawki w kieszeni fabuł. I wiecie co? Nieco się przeliczyłam, bo... nie dość, że życie głównej bohaterki nieźle się skomplikowało, to jeszcze dostałam całkiem dobry kawał lektury. Kathryn Evans wprowadziła mnie do tej zwariowanej historii z kopyta, pozwalając ujrzeć tylko fragment tego, co przygotowała dla czytelników. Krok po kroku zapoznawałam się z niecodzienną sytuacją Tevy, starając zrozumieć jej położenie. Uważnie przyglądałam się jej poczynaniom, począwszy od zaznajomienia się ze wspomnieniami „sióstr” mogącymi pomóc jej odnaleźć się w świecie, a zakończywszy na próbach zapomnienia o tym, że ona sama wkrótce stanie się wspomnieniem. A ona nie zamierzała do tego dopuścić. Doskonale ją rozumiem. Widząc na co dzień młodsze (a zarazem starsze – trochę pogmatwane) wersje siebie, które zostały uwięzione w domu, odseparowane od społeczeństwa, sama nie zamierzałabym pozwolić na takie więzienie. Tym samym Teva kombinowała, ile wlezie, by zatrzymać aktualne życie. Starała się nie pozwolić na to, aby kolejna wersja jej samej zrobiła z niej niewolnika. Walczyła, byle tylko uzyskać przewagę nad pozostałymi. Tylko że nie miała lekko. Oprócz „rozwarstwiania”, na jej drodze stanęły komplikacje, i to dość znane wśród nastolatek. Tak, zgadza się – niczym przeziębienie, zaatakowały ją sprawy miłosne. Główna bohaterka starała się jak tylko mogła, aby pogodzić ówczesne wcielenie z teraźniejszym, lecz jej serce lgnęło ku innemu chłopakowi, co nie podobało się jej poprzedniczce. Teva starała się nie popadać ze skrajności w skrajność, ale prawie każda próba ratowania sytuacji nie kończyła się, tak ona sobie to wymarzyła. Dostarczała samej sobie kolejnych zmartwień, gdzie co rusz współczułam jej tego położenia.
Pomiędzy chaotycznymi zdarzeniami związanymi z nastoletnimi problemami, dało się zauważyć wszelkie poszlaki pozostawiane przez autorkę, której miały na celu poprowadzić nas ku rozwiązaniu największej tajemnicy – co takiego dzieje się z Tevą, że z roku na rok jest coraz więcej jej kopii. W pewnym momencie czułam się już lekko zirytowana tą zabawą w kotka i myszkę. Rozprzestrzenione w różnych odstępach „stronowych” powoli układały się w logiczną całość, chociaż... W jakimś stopniu można poczuć niedosyt. Samo skorzystanie z takiego rozwikłania sprawy sprawiło, że rozjaśnił mi się umysł (i chciałam zawyć, że jestem taka niedouczona), jednak pragnęłam, aby Kathryn Evans pogłębiła to wszystko. Aby zadbała o ten słynny „naukowy bełkot”, lecz trzeba pamiętać, że jakby nie patrzeć „Eva, Teva i więcej Tev” jest skierowana do nastoletnich czytelników. To sprawia, że w jakimś stopniu trzeba niektóre sprawy ułatwić. Wiem – brzmi to brutalnie, ale taka jest prawda. Można przekazać mu pewną wiedzę, ale nie w napastliwy sposób. Owszem, tutaj pewne dane zostały przedstawione w formie przystawki bez dalszych dań, ale każdy zainteresowany będzie w stanie doczytać sobie wszystko w Encyklopedii lub w Internecie. Ważniejszym elementem okazało się pokazanie młodym ludziom, że nawet w najgorszej sytuacji powinniśmy walczyć. Powinniśmy spróbować poprowadzić siebie do szczęśliwego finału, gdzie liczne potknięcia nakazywałyby lizanie ran i kontynuowanie dążenia do wyznaczonego celu.

PRZY NIEJ STWIERDZENIE „PRZECIEŻ SIĘ NIE ROZDWOJĘ” NABIERA ZUPEŁNIE INNEGO ZNACZENIA!

Teva już od chwili „narodzin” zdawała sobie sprawę ze swojego paskudnego położenia. Posiadając wspomnienia swoich poprzednich wersji, doskonale rozumiała, co się wokół niej dzieje i jak długo będzie w stanie nacieszyć się dotychczasową wolnością. Tylko że... ona zaczęła walczyć. Nie buntowała się w ten sam sposób, co Piętnastka, jej poprzednie wcielenie. Zamiast stroić fochy, sięgnęła po słowny miecz i dźgała nim wszystko, co mogłoby jej rozjaśnić niektóre sprawy. W pewnym stopniu kierował nią egoizm. Teva robiła, co mogła, aby zapobiec domowemu aresztowi, próbując sięgnąć po coś, co w oczach pozostałych zdawało się nieosiągalne – po przyszłość. To sprawiło, że każdy, kto dotąd miał do czynienia z jej dawnym „ja” od razu zauważał, że coś jest z nią nie tak. Szkoda mi było tej dziewczyny, kiedy próbowała przekabacić matkę. Dawała jej wyraźnie do zrozumienia, że tak nie mogą żyć. Zaś kobieta brnęła w swoją fiksację, uniemożliwiając Tevie podejmowania dalszych kroków. Przyczyniało się to do tego, że ta starała się udowodnić swoją rację. A to miewało różne skutki. I to nie tylko na tle dziwnej choroby...
Już wcześniej wspominałam, że dziwne zachowanie Tevy sprawiało, że jej przyjaciele zaczęli obawiać się o jej stan psychiczny. Cegiełkę do tego dokładała Piętnastka, która była gotowa wydrapać jej oczy za samo zbliżanie się do jej/ich (wspominałam, że to trochę skomplikowane) chłopaka, Olliego. Rozumiałam jej postawę – przecież kochała go, a pojawienie się „nowej” wszystko zrujnowało. Szkoda tylko, że nienawiść całkowicie ją zaślepiła i nie umiała wykorzystać szansy, jaką mogła otrzymać. Zaś co się tyczy Olliego... Wydawał mi się nad wyraz przeciętny. Totalnie nie rozumiałam, co takiego widziała w nim poprzedniczka Tevy, bo jak dla mnie niczym szczególnym się nie wyróżniał. Był, oddychał, włóczył się po szkole – nic nadzwyczajnego. Tak samo mogłabym powiedzieć o Tommo, lecz z czasem zaczął wymykać się spod tej metki, ukazując zupełnie inne oblicze. Jak nikt inny potrafił rozbawić główną bohaterkę (mnie również), gdzie to wszystko przychodziło do niego naturalnie. Również mam parę zastrzeżeń do matki wszystkich dziewczynek. Kobieta trzymała je pod kluczem, kontrolując każdy ich ruch, by nikt nie dowiedział się o ich istnieniu. Rozumiem – chroniła je przed ludźmi, tylko tak się nie da żyć! Wyraźnie widziałam, że sama się w tym męczy, ale wolała tkwić w tej chorej sytuacji, niżeli szukać ratunku dla Tevy. Wraz z wytłumaczeniem całej tej sprawy zrozumiałam ją jeszcze lepiej, ale to nie zmienia faktu, że tak po prostu było jej łatwiej.

Kathryn Evans. Autorka, której sam opis na okładce wyraźnie sugeruje, że posiada ona niezłą fantazję i na pewno czytelnik nie będzie się nudził przy czytaniu jej książki. Tak, tak – wyraźnie zaznaczyłam, że nie robiłam sobie zbędnych nadziei, ale parę rozdziałów później po tej deklaracji pokochałam lekkie pióro tej pani i całkowicie zatraciłam w wykreowanej przez nią historii. Jako że język jest przystosowany do nastoletnich czytelników (gdzie też ogromne brawa dla tłumacza – kawał dobrej roboty!), książkę pochłania się tak ekspresowo, że zupki chińskie mają przy niej ogromną konkurencję. Mam sporą nadzieję, że jeszcze przyjdzie mi się spotkać z twórczością Kathryn Evans (i się przy niej nie zawieść).

Podsumowując, „Eva, Teva i więcej Tev” zaskoczyła mnie ciekawie skonstruowaną fabułą oraz nietuzinkową główną bohaterką. Słodko-gorzka historia, która pozwala nam docenić wartość naszego życia i otwiera oczy na to, by śmiało walczyć o swoją przyszłość, bo tego nikt nie ma prawa nam odebrać. Wiadomo, bardziej wymagający czytelnicy mogą natknąć się tutaj na wiele przykrych niespodzianek, ale na pewno też ujrzą w tej książce jej ukryte piękno.

Moja ocena:

Data przeczytania: 2019-02-05
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Eva Teva i więcej Tev
Eva Teva i więcej Tev
Kathryn Evans
5/10

Świat nie powinien wiedzieć o naszych dziwactwach. Dwanaście dziewczyn. Jedna tożsamość Życie Tevy pozornie wygląda normalnie: szkoła, przyjaciele, chłopak. Ale w domu dziewczyna kryje niesamowitą taj...

Komentarze
Eva Teva i więcej Tev
Eva Teva i więcej Tev
Kathryn Evans
5/10
Świat nie powinien wiedzieć o naszych dziwactwach. Dwanaście dziewczyn. Jedna tożsamość Życie Tevy pozornie wygląda normalnie: szkoła, przyjaciele, chłopak. Ale w domu dziewczyna kryje niesamowitą taj...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Pozostałe recenzje @Aleksandra_B

Rok próby
Podążając w mroczne dzieje...

Miesiące temu dane mi było przeczytać popularną powieść „Opowieść Podręcznej”, która – choć nie zachwyciła mnie do szpiku kości – pozostawiła po sobie wiele pytań związa...

Recenzja książki Rok próby
Hegemon Apopi. Córa lasu
To nie jest bajka dla dzieci...

Bajki. Najczęściej to właśnie one kształtują nasz pogląd na przeróżne magiczne krainy, jakie wtedy poznajemy. Przesiąknięte feerią barw, zamieszkałe przez wspaniałe nadn...

Recenzja książki Hegemon Apopi. Córa lasu

Nowe recenzje

Ta, którą znam
Ta, którą znam
@asach1:

„ Dlaczego marzenia są najpiękniejsze wtedy, gdy się nie spełniają i pozostają tylko w sferze fantazji ? ” (str.73) ...

Recenzja książki Ta, którą znam
Trędowata. Część 2
Klasyka gatunku
@ewelina.czyta:

Dzień dobry serdeczne! Dziś przyszła pora napisać kilka słów o drugim tomie książki, o której napisane i powiedziane zo...

Recenzja książki Trędowata. Część 2
Kuchnia narodowa
Apetycznie
@olilovesbooks2:

*współpraca reklamowa z Wydawnictwem BoWiem* Była to dla mnie książka niespodzianka. Szczerze mówiąc sama od siebie ni...

Recenzja książki Kuchnia narodowa