„Dziękuję za wspomnienia” to piąta powieść w dorobku literackim Cecelii Ahern, jednocześnie jest to drugi utwór tej autorki, który miałam okazję przeczytać. Irlandzka powieściopisarka przebojem weszła do świata literatury publikując w roku 2004 powieść „P.S Kocham Cię”, która uzyskała niesamowita popularność na całym świecie.
Kiedy zaczęłam czytać „Dziękuję za wspomnienia”, odniosłam wrażenie, że fabuła książki bardzo mocno będzie przypominać debiutancką powieść pisarki. Jeżeli mieliście okazję przeczytać, bądź obejrzeć „P.S. Kocham Cię” to zapewne pamiętacie, że fabuła utworu koncentruje się na opisaniu procesu żałoby jaki przechodzi Holly po śmierci ukochanego męża. Główna bohaterka powieści „Dziękuję za wspomnienia” także traci kogoś niezwykle ważnego - na skutek nieszczęśliwego wypadku traci nienarodzone dziecko. Początkowe rozdziały książki dotyczące Joyce koncentrują się na przedstawieniu przeżyć matki, która poroniła. Po prologu, w którym czytelnik obserwuje kobietę zawieszoną pomiędzy życiem i śmiercią, autorka przerywa na moment historię Joyce – dzięki temu zabiegowi ciekawość czytelnika zostaje niezwykle pobudzona. Historia cofa się o miesiąc, opuszczamy dom bohaterki i przenosimy się do sali wykładowej gdzie poznajemy główną postać męską - wykładowcę architektury Justina, który z celu zdobycia względów pewnej atrakcyjnej pani doktor, decyduje się zostać dawcą krwi.
Wypadek kobiety i oddanie krwi przez Justina – chociaż żadne z bohaterów o tym nie wie – będą punktami zwrotnym w ich życiu. Losy tej dwójki w tajemniczy sposób zaczną się ze sobą splatać. Podobnie splatają się ze sobą rozdziały w powieści, które na przemian koncentrują się na przedstawieniu poczynań Joyce i Justina.
Powieść Cecelii Ahern zaskoczyła mnie. „Dziękuję za wspomnienia” to utwór, który niełatwo sklasyfikować. Jest to powieść obyczajowa, poruszająca problematykę żałoby, a także ukazująca niezwykłą więź ojca z córką. Po tragedii, która dotknęła Joyce jedyną osobą, która pozostaje, by ją wspierać, jest jej siedemdziesięciopięcioletni tata – Henry. Ciągnięcie małżeństwa, w którym już dawno temu wypaliła się miłość, nie ma większego sensu po tym jak znika dziecko, które miało uratować związek. Postać Henry’ego została doskonale wykreowana. Ahern nie próbowała stworzyć mężczyzny przeżywającego drugą młodość pełnego werwy i zapału. Ojciec Joyce to typowy, nieco zdziecinniały staruszek, który ma problemy z pamięcią, bardzo często nie rozumie współczesnego świata, dnie spędza przed telewizorem. Chociaż początkowo postać nierozgarniętego siedemdziesięciopięciolatka drażniła mnie swoją nieporadnością, to po przeczytani książki i odłożeniu jej na półkę moje uczucia zmieniły się o 180 stopni. Pomimo całego swego zdziecinnienia Henry stanowił oparcie dla swego dziecka. Czytanie o tak silnym związku ojca z córką zdecydowanie podnosi na duchu.
Oprócz wątku obyczajowego bardzo mocno został wyeksponowany wątek nadprzyrodzony. Czytając opis i kilka pierwszych rozdziałów książki czytelnik bez trudu odgadnie, co jest odpowiedzialne za niesamowite „wizje” jakich doświadcza główna bohaterka. To co stanowi źródło tajemnicy dla bohaterów niemal od samego początku jest oczywistością dla czytelnika. Element „magiczny” niezbyt mi się spodobał. Chociaż bardzo lubię powieści osadzone w konwencji realizmu magicznego – jego elementy pojawiają się w powieści – to w wypadku „Dziękuje za wspomnienia” odczuwałam raczej niechęć, wątki fantastycznych były zbyt mocno eksponowane, zamiast tworzyć zwartą całość z warstwą obyczajową rozbijały powieść – „ni pies, ni wydra” chciałoby się rzec próbując określić czym jest powieść Cecelii Ahern
Powieść „Dziękuję za wspomnienia” wywołały we mnie sprzeczne uczucia. Z jednej strony interesujący wątek obyczajowy przykuł moją uwagę, z drugiej wprowadzone do fabuły elementy fantastyczne wywoływały moją niechęć. Przemieszanie konwencji nie wyszło na dobre tej powieści. Ostatecznie oceniam ten utwór jako średni.