Ballada o ciotce Matyldzie (2013)
kategoria: literatura współczesna
liczba stron: 304
cena: 31,90 zł
wydawnictwo: Nasza Księgarnia
ocena: 8,5/10
„Nie ma nic bardziej niesprawiedliwego niż nieodwzajemniona tęsknota. To nawet gorsze niż nieodwzajemniona miłość.”[1]
NASZE MAŁE TĘSKNOTY
Jonathan Carroll napisał kiedyś: „Czytanie książki jest, przynajmniej dla mnie, jak podróż po świecie drugiego człowieka. Jeżeli książka jest dobra, czytelnik czuje się w niej jak u siebie, a jednocześnie intryguje go, co mu się tam przydarzy, co znajdzie za następnym zakrętem.” I właśnie do takiego „u siebie” zaprasza nas Magdalena Witkiewicz w powieści „Ballada o ciotce Matyldzie”. Już od samego początku autorka wciąga nas do innego świata. Sama czuję się jak dziewczyna, która pobiegła za Białym Królikiem, który zaprowadził ją do fantastycznej, chociaż nieco dziwnej krainy. Co prawda nie mamy tu do czynienia z Krainą Czarów, bo powieść została osadzona w realne ramy czasowe… Jednak hermetyczność bohaterów sprawia wrażenie, jakbyśmy byli po drugiej stronie lustra.
Książka wydana jest w serii „Babie lato” i jak pewnie niektórzy czytelnicy zdążyli zauważyć, to seria pogodna i pełna humoru, która optymistycznie nastawia do życia. I tu pojawia się niczym Kot w butach – Magdalena Witkiewicz – rozpoczynając swoją powieść od słów: „Wszystko zaczęło się od tego, że ciotka Matylda postanowiła umrzeć”[2]. Czułam się zszokowana. W sumie do tej pory nie mogę wyjść z podziwu, jak jedno zdanie potrafi wywołać w człowieku wiele skrajnych emocji. I z tymi skrajnymi emocjami mamy do czynienia przez całą lekturę. Pojawiają się one w różnych momentach i w różnych momentach wciskają czytelnika w fotel.
Ciotka Matylda to typ postaci, które uwielbiam. To człowiek, którego wspomina się z uśmiechem na twarzy, do którego się tęskni po mimo upływu lat i który jest obecny, nawet jeśli dawno już go z nami nie ma. W tym wypadku ciotka Matylda jest indywidualnością. W pewnym momencie zaczynamy zazdrościć jej podejścia do życia, beztroski, która przecież w końcu w człowieku zanika oraz… – a może przede wszystkim? – też tej pogody ducha, która rozświetla deszczowy dzień. Jakby na to nie patrzeć, ciotki Matyldy jest w powieści mało. Ale jest ona tak wykreowana, że wydaje się, iż była w naszym życiu od zawsze. I kiedy zamykamy książkę, zaczyna nam jej brakować.
„Ballada… ” jest przede wszystkim o życiu, miłości i odległości. O tym jak żyć u boku kogoś, kogo wciąż nie ma. Jak łatwo jest przegapić moment, w którym kariera staje się ważniejsza od małżeństwa. I w końcu jak łatwo pogubić się w tym wszystkim… upaść, i nie wiedzieć czy warto się podnieść. Magdalena Witkiewicz napisała trochę o każdej z nas. I jestem przekonana, że każda z nas potrafi znaleźć w tej książce coś dla siebie. Bo wbrew pozorom nie opowiada ona o szarościach życia, ale pokazuje nadzieję, która wystaje ponad nimi.
Magdalena Witkiewicz tworzy portret silnych kobiet, które nie użalają się nad sobą… ale biorą się w garść i prą do przodu. Pomimo przeciwności losu, pomimo tego, że człowiek czasem zostaje sam ze swoim życiem i swoimi problemami. Na samym końcu muszę powiedzieć, że faktycznie „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”[3]. I takich przyjaciół zazdroszczę Joance, głównej bohaterce książki „Ballada o ciotce Matyldzie”, którą zresztą polecam na te szaro-bure dni. Jestem pewna, że jest to jedna z tych książek, które trzeba pić do dna, razem z gorącą czekoladą i ciepłym kocem.
_______________________
[1] Janusz Leon Wiśniewski, źródło:
http://pl.wikiquote.org/wiki/T%C4%99sknota[2] Magdalena Witkiewicz, Ballada o ciotce Matyldzie, Nasza Księgarnia, Warszawa 2013, s. 7
[3] Adam Mickiewicz, źródło:
http://literat.ug.edu.pl/amwiersz/0023.htm_______________________
Katarzyna Sternalska
~ eyesOFsoul ©