Nie wiem czego się dokładnie spodziewałam po najnowszym dziele Lauren Kate z serii "Upadli" zatytułowanym "Namiętność". Może czegoś podobnego do "Mrocznego szaleństwa" Karen Marie Moning? Tytuł tego drugiego dzieła nie zdradzał wcale, a wcale, że jest ono tak niesamowite, a jednocześnie brutalne i erotyczne, więc czemu tego samego nie oczekiwać po książce, która otwarcie mówi, że jest o miłości? Nie widzę w tym nic złego. Niestety w samej "Namiętności" brak tytułowego przymiotnika. Trzeci tytuł z kolei tej serii, był moją pierwszą okazją do spotkania się z piórem Lauren Kate. Coraz częściej mi się to zdarza, że chwytam za książki, wcześniej nie czytając ich poprzedniczek, ale w czasach, kiedy wspaniały wynalazek zwany internetem jest ogólnie dostępny, nie robi to wielkiego problemu. Przeczytałam sobie opisy poprzednich książek (oczywiście miałam też wcześniej do czynienia z recenzjami czytelników poprzednich części). Na początku nieco się gubiłam w okresie czasu, w którym odbywał się prolog, ale potem wszystko szło jak z płatka. "Namiętność" rozpoczyna się od prologu, w którym mamy okazję poznać wrogów dwójki głównych bohaterów. Prolog nie jest długi, ale wiele mówi, szczególnie jeżeli chodzi o zdarzenia dotyczące przyszłości. Następnie mamy do czynienia już z normalnym obrotem zdarzeń, czyli prostymi rozdziałami. Podczas pierwszych stron książki towarzyszy nam jedynie Luce, dopiero potem dołącza się Daniel. Te dwie postacie cały czas się mijają, więc raz widzimy świat z widoku Luce, która jest pierwszy raz w otaczającym ją świecie, a potem Daniela, który już to kiedyś przeżył. Sądzę, że bardzo łatwo było mi zrozumieć książkę z powodu tego, że autorka wraca do przeszłości. Lauren Kate w "Namiętności" postanowiła pokazać czytelnikom oraz samym bohaterom jak stopniowo rozwijała się ich miłość, przez minione lata, wieki. Z przeskakiwaniem z teraźniejszość w przeszłość i przyszłość wiąże się też nawiązywanie do poprzednich tomów, więc jeżeli macie okazję przeczytać ten, a nie mieliście poprzednich, nic nie stoi wam na drodze. Autorka w swoim najnowszym dziele przypomina o wszystkim, co miało miejsce w poprzednich. No może prawie o wszystkim, albo przynajmniej w jakimś stopniu, bo inaczej nie miałoby to sensu. Na początku swojej recenzji pisałam, że tytułowej "Namiętności" brak tego uczucia. Nie jest tak względnie i całkowicie, ale po książce, która ma taki tytuł spodziewałabym się więcej gorących uczuć, scen erotycznych, których tu aż tyle nie ma. Luce i Daniel kochają się i to widać, jednak ich miłość wiąże się z stałymi pocałunkami i przytulaniem się, co takiego niewrażliwca jak mnie, nudziło. Poważnie, momentami nawet robiłam sobie głupawe jaja podczas czytania tych wszystkich scen romantycznych. Wiem, że to musi nieco drażnić wielbicieli serii, ale jakoś musiałam przez to przebrnąć. Oczywiście nie jest tak, że książka wydała mi się całkowicie nie do przeżycia. "Namiętność" będę wspominała naprawdę wiele razy i gdyby nie te wszystkie wątki romantyczne, bardzo by mi się spodobała. Z każdej książki można wynieś jakieś nauki, a "Namiętność" należy do tych dzieł, które naprawdę wiele pokazują. Na przykład wyobraźcie sobie - dla wielu może to być problem, ale mimo wszystko spróbujcie - że czytacie podręcznik szkolny do historii i nagle się przenosicie do danej epoki. To właśnie czeka na dwójkę bohaterów książki. Autorka nie opiera się bardzo głęboko na danych czasach, ale można naprawdę wiele zauważyć, poczuć je, dowiedzieć się. Wszystko rozpoczyna się od ataku Niemiec na Moskwę w tysiąc dziewięćset czterdziestym pierwszym roku, a potem wraz z Luce cofamy się jeszcze bardziej w przeszłość lub lecimy w przyszłość. Bardzo mi się podobało takie skakanie z kwiatka na kwiatek. Spodobały mi się również wątki fantastyczne, które wsadziła autorka. Takie, jak na przykład same anioły, czy gargulec Bill. Bądź, co bądź "Namiętność" to jednak książka romantyczna w której to anioł zakochuje się w śmiertelniczce. Podróże w czasie i sami wrogowie mile mnie zaskoczyli, ale aniołowie już niestety nie, bo nie jest to nic czego byśmy już wcześniej nie widzieli. Niektóre postacie przypominały mi inne, napotkane już w innych książkach, jak na przykład sam Can, który był bardzo podobny do głównego bohatera "Kronik Niebios" Anny Andrew. Aniołowie i wampiry nie są moimi najulubieńszymi gatunkami postaci fantasy, więc jak sami widzicie "Namiętność" średnio mi się spodobała, bardzo mnie przygnębiała podczas czytania.. Sama fabuła naprawdę jest oryginalna i pomysł też, jednak odkąd zaczęła się moda na romanse paranormalne przestało mnie to bawić, a w książce brakuje dobrej dawki humoru. Autorka mogła wpaść na bardziej oryginalny pomysł, jeżeli chodzi o główne postacie. Mogła czymś innym zastąpić rutynę aniołów. Jeżeli jednak chodzi już o styl Lauren Kate to jest on bardzo przyjemny w odbiorze. Nie podobały mi się tylko opisy miłości Luce i Daniela, ale to chyba kwestia gustu, niż talentu pisarki. Czcionka w książce jest sporawa, więc naprawdę doskonale się spaja z łatwym piórem pani Kate. Sama okładka książki również jest ładna, pasująca. Wydanie w środku nie ma w sobie nic niesamowitego, jak na przykład "Kamienna Ćma" Pawła Matuszka, ale i tak jest estetycznie i czytelnie, a to ważne dla potencjalnego nabywcy książki. Dla osób, które czytały poprzednie części "Namiętność" będzie prawdziwym rarytasem, a nawet słyszałam (nie sprawdzałam sama), że książka jest o wiele, wiele lepsza od swojej poprzedniczki, czyli "Udręki". "Namiętność" polecam szczególnie fanom romansów, a ja sama czekam na coś bardziej ostrego z pazurkiem, co zastąpiłoby mi takie książki jak na przykład "Anioł Nocy" Brent Weeks, który nie miał z aniołami nic, a nic wspólnego.