Zdecydowałem, że luty zacznę od Ćwirleja i jego poznańskich milicjantów. Powoli zbliżam się do końca tego cyklu, choć oczywiście wrócę do niego, gdy tylko pojawi się nowy tom. Ryszard Ćwirlej będzie jednak wciąż obecny na moich stosikach, bowiem planuję zapoznać się z całą bibliografią tego Autora. Z tymi ulubionymi pisarzami już tak mam, że biorę wszystko jak leci, ale komu ja to piszę - Wy pewnie macie tak samo. 😉
Tym razem sięgnąłem po
Milczenie jest srebrem, czyli 8 tom cyklu Milicjanci z Poznania. Akcja powieści rozgrywa się dosłownie kilka dni po wydarzeniach opisanych w
Ręcznej robocie. Mamy więc drugą połowę marca 1986 roku. W powietrzu czuć już wiosnę. Oczywiście chorąży Teofil Olkiewicz w ogóle tego nie dostrzega, bowiem jego myśli zaprząta radość wywołana awansem. Tak, chorąży Teoś właśnie przestaje być chorążym, a zostaje podporucznikiem. Radość nie trwa jednak długo, ponieważ jego szefowie chcą, aby teraz się wykazał i dają mu samodzielne śledztwo. A wiadomo nie od dziś - i jest to wiedza powszechna - że Teoś do roboty, to tak nie za bardzo. A tu proszę, ma przejąć dochodzenie w sprawie zabójstwa prostytutki, do którego doszło w kiblu restauracji Adria. Mniej więcej w tym samym czasie Blaszkowski odbiera wezwanie do dziwnego włamania, otóż ktoś wszedł do szpitalnego archiwum i gwizdnął wszystkie klisze rentgenowskie. Jednocześnie do milicjantów dochodzi coraz więcej sygnałów o kradzieżach srebrnych precjozów z kościołów. Czy te pozornie różne sprawy - śmierć prostytutki, włamanie do szpitala i kościołów - mogą być jakoś ze sobą powiązane? Wszystko jest możliwe, zwłaszcza, że niektórymi z tych śledztw żywo interesuje się podpułkownik Bielecki z poznańskiej SB.
To chyba najlepsza cześć całego cyklu. Takie mam wrażenie. Najmocniejszą stroną powieści
Milczenie jest srebrem, jest oczywiści kryminalna intryga, która niczym cebula (albo Shrek), jest wielowarstwowa i - co trzeba dodać - mocno zawiła. Jej rozplątanie jednak okazało się dla mnie, jako czytelnika, doskonałą rozrywką. Trzy niezależne sprawy, które - jak można się od razu domyślić - coś łączy, brawurowa kradzież srebrnej figury z archikatedry w Gnieźnie, do tego pościgi, strzelaniny i kryminalne rozgrywki zarówno w wykonaniu ludzi z półświatka, jak i tych z SB - tak w skrócie można scharakteryzować tę powieść. Jednak
Milczenie jest srebrem, to także nowi i ciekawi bohaterowie. I tu Waszą uwagę chciałbym zwrócić na Marysię - kierowniczkę restauracji Adria. Ryszard Ćwirlej stworzył rasową
femme fatale - piękną i niebezpieczną. Kobietę, która, jak się wydaje, rozgrywa swoją własną grę, w której mimowolnymi pionkami zostają Teoś i Gruby Rychu. Swoje pięć minut ma również - znany z poprzednich tomów - Marjanek, czyli porucznik Marjański, który nie tylko obskoczy wpierdziel, ale i przyczyni się do przedwczesnego zgonu jednego z bandytów.
Oczywiście, nie zabrakło też zabawnych scen. Jak ja lubię poczucie humoru Pana Ryszarda! Scena z Gienasem w kościele - po prostu miodzio, a te z udziałem Marjanka również zapewniały mi ubaw po pachy. 😁 Humor jest nieodłącznym elementem cyklu o poznańskich milicjantach, to taki znak rozpoznawczy, który wyróżnia powieści z tej serii od innych kryminałów. Z kolei sam finał historii - choć pozostawił pewien niedosyt - był równie mocny, co spirytus z najlepszej poznańskiej meliny... Że co? Co jakiej? A, z jakiej meliny. A skąd ja mam wiedzieć z jakiej? Spytajcie Teosia, on będzie wiedział...
A zatem: mocny finał, świetna kryminalna historia, do tego ciekawi bohaterowie i humor zapewniły mi doskonałą rozrywkę na kilka wieczorów. Jeśli też chcecie miło spędzić wolny czas, podpowiem Wam jak to zrobić - sięgnijcie po
Milczenie jest srebrem. I tyle, krokodyle. 😉 Miłej lektury i do następnej książki.
© by
MROCZNE STRONY | 2022