Lili.com recenzja

„Lili.com” to historia Lili, młodej kobiety, która ma dość swojego dotychczasowego życia: nudnej pracy, chłopaka, o którego zainteresowanie wiecznie musi zabiegać i niespełnionych marzeń o tym, by żyć lepiej. Decyduje się na odważny krok, zakłada firmę i staje się bizneswoman. Do szczęścia brakuje jej tylko wielkiej, gorącej miłości.

Brzmi ciekawie, ale niestety była to najgorsza książka, jaką przeczytałam chyba w całym moim życiu. Zapowiadało się dobrze - ambitna kobieta chce osiągnąć życiowy sukces. Później okazało się to tylko pogonią za bogactwem, które niekoniecznie daje szczęście, jakiego pragnęła bohaterka. Sama Lili jest niesamowicie irytującą postacią. Niektóre słowa, które wypowiada, były tak absurdalne, że wybuchałam śmiechem. Wydawała się bardzo pracowita i mądra, a kiedy zaczęła obracać się w „wyższych sferach” stała się niesamowitą snobką i bardzo bierną postacią. Nie miała własnego zdania, stała się bardzo uległa i chyba nawet nie zauważyła gierek emocjonalnych i nieustannej kontroli partnera.

Muszę też wspomnieć o tym, że historia jej znajomości z Robem jest poprowadzona w bardzo dziwny sposób. Zaczyna się od podrywu… w łazience. Mężczyzna robi na niej piorunujące wrażenie, bo niesamowicie ją pociąga. Dla mnie to bardzo dziwnie skonstruowana postać. Rob, z jednej strony, jest silnym mężczyzną, który chce mieć nad wszystkim kontrolę, a z drugiej strony, jest wrażliwym chłopcem, który często ma łzy w oczach. Wrażliwość u mężczyzn nie jest cechą negatywną, ale Rob wpadał tutaj w bardzo różne, często skrajne, stany emocjonalne. Od euforii po załamanie. Co więcej, moim zdaniem był bardzo toksycznym partnerem, który chciał kontrolować swoją kobietę na każdym kroku i zwyczajnie nie szanował ani jej życia ani uczuć. A właśnie, muszę dodać, że ten facet nie płakał z ważnych powodów – płakał, bo Lili odmówiła mu seksu, który chciał na niej wymusić, tak samo jak pocałunki i wiele innych rzeczy. Okropne.

Ta niekonsekwencja w charakterystyce rzuca się w oczy i ta postać również była dla mnie bardzo irytująca. Jego związek z główną bohaterką miał być wielką miłością z happy endem, a nie miał żadnych podstaw, bo był oparty tylko na seksie. Tak naprawdę nie wiedział o swojej kobiecie nic – czy chce mieć dzieci, czy chce pracować, gdzie chce mieszkać, czy chce ślubu.

Ta książka wydawała mi się biedną wersją „365 dni”. Chociaż jest napisana nawet dobrze i zakończenie jest dość zaskakujące, to jednak nawet te elementy nie są w stanie poprawić mojej opinii.