Zaklinaczka burz Sophie Anderson to baśniowa propozycja dla dzieci i młodzieży, która nada magii życiu podczas czytania. Opowieść o jedności, przyjaźni i odwadze jest jak senna opowieść babci, mamy, szeptana do uszka na dobranoc. Czarująca, wzruszająca i zdecydowanie ponadczasowa! Dlaczego? Co stoi za magią Zaklinaczki Burz?
„Tych, których kochamy, stale nosimy w sercu.”
Makolągwa wraz z ojcem Słowikiem zostaje zesłana na Bagniska Żałoby. Nie wolno im korzystać ze śpiewaczej magii, a każde nadużycie jest karane. Mamy człowieczopodobne istoty i alkonosty: ptakopodobne. Makolągwa ma dwóch przyjaciół, którzy wspierają ją na każdym kroku, bo na Bagniskach nie żyje się łatwo. Słowik zostaje pojmany i oskarżony za kradzież drogocennego klejnotu. Dziewczynka zrobi wszystko, aby go odzyskać. Wyrusza w niebezpieczną podróż, aby ocalić ojca i jednocześnie zawalczyć o wolność swojej wyspy. Dlaczego zakazano śpiewaczej magii? Jaką moc skrywa w sobie Makolągwa? Kim są alkonosty i dlaczego muszą żyć na Bagniskach Żałoby?
„A jednak dzięki tym paru latom zamieszkania na bagnisku zrozumiałam, że żal nie zawsze musi oznaczać smutek. Gdy w ponure wieczory zapalają się robaczki świętojańskie, a ryby zwane bassami niebieskimi bekają żałośnie, kiedy Słowik obwieszcza swą żałobę, grając na blaszanej gitarze – w mej duszy zapala się coś na podobieństwo bagiennego gazu, buzuje płomieniem.
Tata mówi, że to nostalgia – tęsknota za minionym szczęściem.”
Jako osoba dorosła zupełnie inaczej patrzę na opowieści, które kiedyś mogła mi sennym głosem opowiadać babcia, aby śniły się same piękne sny. Właśnie taka jest Zaklinaczka Burz. Jak historia szeptana przez dorosłych do uszka dziecka, które ma najwspanialsze marzenia, nadzieję, ideę i wielkie plany na przyszłość. Tę książkę możecie czytać swoim dzieciom, te potem swoim wnukom, a te potem oni swoim wnukom… Bo jedność, przyjaźń i odwaga zawsze są potrzebnymi elementami historii. Nie zabraknie tu folkloru, klimatu, legend, mitów, ale przede wszystkim emocji.
Baśniowy, senny klimat nie pozwalał na początku na wartką akcję, ale chociaż każdy z nas czytelników mógł stać się Makolągwą. Przepiękne opisy oczarowują czytelnika, choć dla wielu tu będzie minus, gdy będą oczekiwać błyskotliwych zwrotów akcji. Powolne tempo tej powieści pozwala nam zwrócić uwagę na wartości, wczuć się w to, co przeżywają główni bohaterowie. Narracja prowadzona jest dwutorowo, każdy rozdział ma przepiękne zdobienia, które są inne dla wspomnień, a inne dla czasu teraźniejszego. To dbanie o szczegóły jest niesamowitym ukłonem w stronę czytelnika. Sophie Anderson nie tylko oczarowuje słowem.
„Mama opowiadała mi kiedyś, że śpiewacza magia to jedna z metod realizowania myśli, uczuć i pragnień nie zawsze najlepsza z możliwych. Dodawała, że kiedy moja magia się zbudzi, zawsze powinnam mieć na względzie inne drogi do osiągania założonego celu.”
Zaklinaczka burz to opowieść z przekazem, a każdy z tej historii wyciągnie to, co najlepsze dla niego. Realizm magiczny i symbolika nadają tej historii wielowątkowości. Z pozoru może nam się wydawać, że to opowieść o poszukiwaniach taty, domu, magii i odkrywaniu samej siebie. Jednak im mocniej wsłuchamy się w tej ptasi śpiew, im bardziej zauroczy nas Zaklinaczka burz, tym szybciej dostrzeżemy walkę o wolność, odwagę i męstwo, nadzieję o lepsze jutro, przyjaźń na dobre i złe, wiarę w siebie, magię dnia codziennego…
Baśniowa opowieść, która przemyca wartości, jest wstępem do rozmowy. Może być czytana na dobranoc, omawiana podczas rodzinnego wieczoru pod kocykiem, bo każdy chciałby mieć w sobie tyle siły, magii, wiary i nadziei ile Makolągwa. Ta historia nada magii Twojemu wieczorowi.
„Nigdy dotąd nie czułam z nikim takiego pokrewieństwa, a nasze marzenia promieniowały jaśniej dlatego, że się splątały.”