Chociaż pierwsza część "Jeszcze raz, Nataszo" nie powaliła mnie na łopatki i nie sprawiła, że z niecierpliwością czekałam na moment gdy sięgnę po kontynuację, tak owa kontynuacja czyli "Dasz radę, Nataszo" według mnie wypadła jakoś tak lepiej...
Bohaterką tej części jest również tytułowa Natasza, odradza się po tym, co spotkało ją do tej pory (ma za sobą rozwód, utratę dziecka, problem alkoholowy - o tym wszystkim wiemy z poprzedniej książki lecz również w tej części Autorka wspomina o problemach Nataszy). Bohaterka jest bardziej świadoma samej siebie chociaż nadal momentami odrobinę zagubiona, stara się podejmować właściwe i bardziej przemyślane decyzje. Chce nieść pomoc. Właśnie dlatego postanawia założyć centrum pomocy dla kobiet, stara się odświeżyć swoje dawne kontakty z kobietami, z którymi niegdyś się "przyjaźniła". Natasza pracuje więc nad sobą, chce pomóc innym, stworzyć swego rodzaju azyl dla pokrzywdzonych kobiet. Jako widmo swojej przeszłości pojawia się jej były mąż Darek. Natasza musi podjąć decyzję, czy warto wchodzić raz jeszcze do tej samej rzeki, czy może spróbować ułożyć swoje życie uczuciowe na nowo, z zupełnie inną osobą, która akurat staje na jej drodze?
Książkę przeczytałam dość szybko, mimo iż w tej części wydawałoby się, że dzieje się troszkę mniej, akcja nie jest bardzo szybka, nie brniemy w przeszłość a skupiamy się na teraźniejszości i planach na przyszłość. Bohaterka mimo wielu przeszkód idzie do przodu, stara się pomagać innym. Autorka daje do zrozumienia że warto walczyć o swoje, że możemy podnieść się z każdego dołka (pod warunkiem, że będziemy tego chcieć).
To, co podoba mi się w tej książce to fakt, że nie jest przesłodzona i oderwana od rzeczywistości. Myślę, że podobna historia mogłaby się faktycznie przydarzyć. Natomiast jestem przekonana, że niestety szybko zapomnę o tej książce (po prawdzie już o niej zaczynam zapominać...). Nie zrobiła na mnie efektu WOW, nie sprawiła że stale o niej myślę. Trochę szkoda, bo "Dasz radę, Nataszo" to dla mnie taka pozycja, którą przeczytam i zaraz o niej zapomnę... Mogę ją sklasyfikować jako książka zabijająca nudę, bez większego sensu i bardzo istotnego przekazu zmieniającego nasze myślenie.