Przez ostatnie kilka miesięcy świat pogrążony był w rozmaitych odcieniach szarości. Niebo spowiły ciemne ołowiane chmury, z których na przemian padał deszczy ze śniegiem. Ale pojedyncze promienie słońca przebiły się przez ciemną pokrywę przynosząc zapowiedź wyczekiwanych zmian. Okna rozwarły się szeroko w przywitaniu świeżego rześkiego powietrza, a drażniące krakanie wron ustąpiło miejsca raźnemu ćwierkaniu ptaków. Zziębniętą ziemię zaczęły przebijać pierwsze źdźbła trawy; pod oknem rozpoznałam budzące się konwalie, koty leniwie przeciąga się na parapecie, a dwa psy zrelaksowane drzemią na słońcu... I tak można by wymieniać bez końca. Powoli przychodzi wiosna i zarazem istotne zmiany goszczą w mojej biblioteczne. Ostatni zakup to Nora Roberts "Szczypta magii". Dlaczego? Bo jak co roku, gdy pani Wiosna przemyka po moim ogrodzie czuję w powietrzu unoszącą się magię. Więc czemu by nie spotęgować tego uczucia czytają na tarasie odpowiadającą klimatowi książkę?
"Szczypta magii" okazała się być zbiorem trzech opowieści, których akcja dzieje się na mistycznej Irlandii. I nie bez przyczyny autorka wybrała to miejsce. Ja również uważam, że na ziemi nie ma drugiego takiego miejsca, który miałby tyle wspólnego z magią i nadprzyrodzonymi mocami, gdzie matka natura to bogini tańcząca w świetle księżyca razem z elfami i wróżkami. Nie będę się rozdrabniać i poddawać głębokiej analizie każdej z ksiąg, gdyż to po prostu zepsuje zabawę tym osobą, które zdecydują się sięgnąć po "Szczyptę magii". Niemniej historia każdego z opowiadań jest na swój sposób odrębna i niesie za sobą inne, aczkolwiek ważne przesłanie. Jednakże wspólnym elementem łączącym jest tutaj przeplatanie się świata mistycznego ze światem realnym i to nie w byle jaki sposób. Już dawno zauważyłam, że pani Roberts robi genialną robotę i ma do tego talent; czytając pararomanse w jej wykonaniu, to tak jakby pobudzić do życia magię, której prastary pył rozsypany był na kartkach książki. Czytelnik wierzy w to co czyta i jak narkoman pragnie więcej i więcej.
Ale "Szczypta magii" to nie tylko zbiór porywających za serce, magicznych historii opowiedzianych w prosty, acz kobiecy sposób. Miłość gości tu na pierwszym planie, a tłem jest fantastyczna historia pełna starych wierzeń i legend. To przede wszystkim opowieść o kobietach i mężczyznach, których los połączył nicią prastarego przeznaczenia. Ich wyborom towarzyszą liczne rozterki, wahania, smutki, żale i porażki, ale przede wszystkim, każde z nich szuka swojego miejsca na ziemi. Niektórzy z bohaterów zgromadzili pokaźny bagaż doświadczeń nie umiejąc usiedzieć długo w jednym miejscu, a inni nigdy nie opuścili swojego rodzinnego miasta. Lecz każde z nich wierzy, że całe życie czekało na jeden jedyny znak - na gwałtowną burzę, którą jest miłość. Jedno jest pewne. Ich jestestwo z pewnością stanie się lepsze, gdy w końcu połączą się z osobą, na którą czekali całe życie. Albo nawet i stulecia...
To taka szczypta magii w realnym świecie. Bohaterowie tych opowieści walczą ze sceptycznym podejściem do wróżek i całego fiku-miku zwanego magią. Ale gdy już zdrowy rozsądek pomacha na pożegnanie białą chusteczką wychodzi na jaw, że tak naprawdę największą magią jaką kiedykolwiek może doświadczyć człowiek jest miłość.
Niektórzy mogą uznać, że jestem odrobinę "za duża" na wierzenie w chochliki albo we wróżki, że takie rzeczy jaki magia nie istnieją. Więc dla mnie ożywają na kartach powieści...
Bo na jedną, krótką chwilę świat zatrzymuje się w miejscu, a rzeczy które na pozór wydają się zupełnie nielogiczne, stają się całkiem racjonalne...