Żelazna córka to już drugi tom z serii Żelazny dwór, której autorką jest Julie Kagawa. Dzięki tej książce możemy poznać dalsze losy i przygody, jakie miały miejsce w życiu półelfki – Meghan Chase; po zgładzeniu Żelaznego Króla. Jednak po kolei.
Nieco o fabule… Meghan przebywa na Mrocznym Dworze, ponieważ taka była cena układu, jaki zawarła z Zimowym Księciem – Ashem. Dziewczyna zdaje sobie sprawę, że przy życiu trzyma ją jedynie to, iż znajduje się pod ochroną Mab. Wszystko byłoby dla niej łatwiejsze, gdyby Ash nie unikał jej i nie był wobec niej tak oziębły. Jego zachowanie wprowadza naszą bohaterkę w niemałą konsternację. Gdyby tego było mało, żelazne stwory uderzają ponownie i nie dość, że kradną Berło Pór Roku, które dwory Seelie i Unseelie przekazują sobie, co pół roku, to dodatkowo zabijają najstarszego syna Mab i co za tym idzie, następcę tronu Zimowego Dworu. Traf chce, że Meghan jest obecna przy całym tym zdarzeniu. Niestety nikt nie chce jej uwierzyć w to, co się stało, a już na pewno nie Zimowa Królowa. Teraz los całej krainy Nigdynigdy spoczywa na barkach dziewczyny, tym bardziej, że ktoś przyczynił się do zdrady… Czy Meghan uda się ocalić magiczną krainę? Co będzie z jej związkiem z Ashem? Kto zdradził? Na te i wiele innych pytań, na pewno znajdziecie odpowiedź w tekście książki.
Od samego początku jestem pod ogromnym wrażeniem i urokiem, jaki rzucił na mnie świat Faerie stworzony przez autorkę. Już sam fakt, że Julie Kagawa wyszła naprzeciw ciągle rozwijającej się technologii zasługuje na uznanie, ponieważ nie łatwo stworzyć jest coś bazując na nowoczesności i w sposób doskonały i niebanalny, połączyć to ze starymi legendami i mitami tak, aby tworzyło spójną całość. Na tej podstawie odniosłam też wrażenie, że autorka zawarła w całej tej serii swoisty przekaz skierowany głównie do młodzieży, a który mówi, że ciągły i co raz szybszy rozwój technologii zabija w ludziach nie tylko wyobraźnię, ale także wiarę w to, że gdzieś na świecie naprawdę może istnieć magia.
Jednak pomimo wszystko lekko się zawiodłam na Żelaznej córce. Po pierwszym tomie - Żelazny król; byłam naprawdę zachwycona i liczyłam, że autorka utrzyma w kolejnych tomach nowatorskość i świeżość całej historii. Niestety z tej części doskonale widać, wyłaniającą się schematyczność historii. Po raz kolejny do mamy do czynienia z miłosnym trójkątem, w który uwikła się główna bohaterka. Może byłoby to do przełknięcia, gdyby nie fakt, że jej wybrankowie są wrogami. Jednego traktuje i do samego końca uważa za najlepszego przyjaciela, aby w końcu dostać olśnienia. Mimo wszystko wybiera tego Mrocznego, który dla jej dobra i bezpieczeństwa postanawia ja opuścić. Czytając to po prostu niemożliwe jest, aby nie nasunęło się porównanie z książkami Pani Meyer. Dlatego bardzo żałuję, że autorka poszła po najmniejszej linii oporu i skorzystała z tego, na czym bazuje wiele innych powieści z gatunku paranormal romance.
Z tego samego powodu, w moich oczach wiele straciła główna bohaterka, którą polubiłam w Żelaznym królu za jej upór, bezstronność i odwagę. Z całą pewności te trzy cechy wyróżniały ją spośród wszystkich biednych bohaterek, które ciągle musza być ratowane z opresji. Niestety w Żelaznej córce, Meghan zaczęła użalać się nad sobą. O tyle dobrze, że od samego początku wiedziała, kogo wybierze w ostatecznym rozrachunku.
Całe szczęście, że wszystkie te minusy, jakoś nadrabiała akcja, której tempo często zapierało dech w piersiach. Smaku dodawały również niespodziewane zwroty, które nie raz wprawiają w konsternację i sprawiają, że za każdym razem musimy weryfikować swoje oczekiwania i poglądy na daną sytuację. Fabuła na szczęście również pozostała niezmienna w swojej formie, więc głównym wątkiem nadal pozostaje walka nowoczesności ze wszystkim, co stare i magiczne.
Podsumowując. Żelazna córka nie do końca spełniła moje oczekiwania. Całe szczęście, że pod względem rozwoju akcji i prowadzenia fabuły nic się nie zmieniło, więc kolejny tom Żelaznego dworu naprawdę wart jest uwagi. Trzeba jedynie przymknąć oko na ten romantyczny wątek, który toczy się równolegle. Książkę mimo wszystko polecam.