Po książkę pana Krzysztofa sięgnęłam z czystej ciekawości. Przede wszystkim zaintrygował mnie opis z tyłu okładki, liczyłam na książkę emocjonującą, która mnie zaszokuje i dostarczy mi mnóstwa wrażeń. To co otrzymałam faktycznie mnie zaszokowało, ale też wywołało we mnie tyle skrajnych emocji, że do samego końca nie wiedziałam jak odnieść się do tej pozycji. Muszę zaznaczyć że nie lubię oceniać książek negatywnie, ale w tym przypadku niestety nie będę mogła tego uniknąć.
Damian jest czterdziestoletnim imigrantem. Jako że nie udało mu się ułożyć życia w Polsce, decyduje się na wyjazd do Irlandii, gdzie razem z żoną walczy z codziennością. I to dosłownie. Mężczyzna pracuje jako taksówkarz i jak sam siebie określa, jest alkoholikiem. To ewidentnie problem. Do tego dochodzi depresja i perwersje seksualne. Damian jest człowiekiem zdeprawowanym, pełnym nienawiści, zazdrosnym o wszystko i mającym pretensje do całego świata o to że nie ułożyło mu się w życiu. Trzeba zaznaczyć że nie robi nic w kierunku żeby było lepiej. Ucieczka w alkohol i w świat seksu wydaje się dla niego jedynym rozwiązaniem problemu. Wszystko to jednak prowadzi go na skraj przepaści. Wydaje się że nie ma już dla niego ratunku.
A może jednak? Czy uda mu się zmierzyć z demonami przeszłości? Czy podejmie w końcu walkę?
Główny bohater, jest słabym i sfrustrowanym człowiekiem. Pełnym gniewu i nienawiści do otaczającego go świata. Jest chciwy i pazerny, nie może znieść tego że inni mają więcej od niego. Powoli stacza się na przysłowiowe dno, gdzie ciągnie również swoją żonę. Ta jednak zdaje się tego nie zauważać, a może po prostu nie dopuszcza do siebie takiej możliwości. Kocha swojego męża i jest w stanie zrobić dla niego wszystko, może nawet stanąć razem z nim na tytułowej krawędzi. Widzimy tutaj miłość dwójki ludzi, którzy mimo zepsucia i problemów, są dla siebie oparciem i ostoją. Kobieta od samego początku jest dla Damiana najważniejsza i właśnie dla niej decyduje się on zmienić swoje nastawienie do życia.
„Musiał się uspokoić, bo zwariuje. Musiał złapać tu i teraz, wyciszyć się, przestać uciekać, stawić wszystkiemu czoła.” *str. 179
„Na krawędzi” daje możliwość spojrzenia na świat przez pryzmat psychopatycznego umysłu, z czym zdecydowanie się zgadzam. To co dzieje się w głowie Damiana, jest szokujące, nieprawdopodobne i jak dla mnie dość bulwersujące. Choć muszę przyznać że było parę kwestii z którymi się zgadzałam. Zwłaszcza jeśli chodzi o poglądy na temat Kościoła i religii. Damian miewa również przemyślenia dotyczące Hitlera, gdzie pokazuje nam go w kontekście kary dla całej ludzkości za okrucieństwa i grzechy których się dopuszczają. Przerażają mnie jednak wizje morderstw i gwałtów które nawiedzają bohatera podczas obserwacji przypadkowych ludzi. Te perwersyjne gierki w jego mniemaniu mają na celu ukaranie ich za wszelkie zło.
Jednak to co najbardziej mnie uderzyło w tej książce, to opisy aktów seksualnych, które są wręcz odrażające. Niestety nie mogę określić tego w żaden inny sposób, bo właśnie te kwestie całkowicie zepsuły mi odbiór powieści. Autor dość drobiazgowo opisuje każdą scenę pornograficzną, nie szczędząc przy tym wulgaryzmów i szczegółów które w moim mniemaniu były zbędne. Rozumiem że było to zamierzone, w celu przybliżenia czytelnikowi tego co działo się w umyśle bohatera, nie mniej jednak uważam że można to było zrobić w sposób bardziej dyskretny i wyrafinowany. Moja wyobraźnia nie mogła zacząć pracować, bo co chwilę była bombardowana coraz to większą liczbą wymyślnych scen łóżkowych, które po pewnym czasie zaczęły tchnąć groteską i śmiesznością.
Pomysł na książkę był niezły, tyle że mi czegoś tutaj zabrakło, a wspomniane wcześniej perwersje całkowicie przysłoniły mi obraz tego co autor chciał przekazać. Wielokrotnie podczas czytania nasuwało mi się pytanie: co ja właściwie czytam? I mimo iż chciałam rzucić książką w kąt, to tego nie zrobiłam, bo ciekawość była silniejsza ode mnie. Chciałam wiedzieć jak skończy się ta historia i jak potoczą się losy Damiana. Co tu dużo mówić, finał był zaskakujący, bo nie takiego obrotu spraw się spodziewałam.
„Świat oglądany bez pryzmatu nienawiści okazał się lepszym miejscem, miejscem, które owszem, wymagało rewolucyjnej zmiany, kroku naprzód, porzucenia przez ludzkość złych, stereotypowych zachowań, ale jednak gdzieś na horyzoncie błyszczała nadzieja.” *str. 210
Nie mogę powiedzieć że książka mi się podobała, ani też że była całkowicie do niczego. Potencjał był, ale gdzieś się zagubił i może autor dał się po prostu trochę ponieść wyobraźni. Na pewno nie jest to powiastka dla nastolatków. To powieść kierowana do starszego i dojrzałego czytelnika, dla kogoś kto nie boi się kontrowersji i skrajności. Jeśli chcecie, to czytajcie. Wybór zostawiam wam.