Po dwunastu latach od śmierci swojej żony Helen, Pendergast odkrywa, że wypadek na polowaniu, był tak naprawdę zaplanowanym z zimną krwią morderstwem. Wraz z porucznikiem D'Agostą pragnie za wszelką cenę znaleźć i ukarać mordercę. Badając przeszłość swojej ukochanej żony, Pendergast odkrywa sekrety, które Helen chciała przed nim zataić. Okazuje się, że miała obsesję na punkcie XIX-wiecznego malarza i desperacko poszukiwała jego zaginionego dzieła.
Granice szaleństwa to dziesiąty tom w serii o agencie specjalnym Pendergaście, stworzonej przez duet autorów, Douglasa Prestona i Lincolna Childa. Zacznę od tego, że nieznajomość poprzednich tomów w żaden sposób nie wpływa na odbiór lektury. Początek tej historii mamy przedstawiony w pierwszych czterech rozdziałach, kiedy wydarzenia rozgrywają się dwanaście lat temu, natomiast późniejsza akcja związana jest z początkiem książki. Nie wciągnęłam się jednak od razu w tę powieść. Głównie za sprawą przydługich opisów przyrody, które po prostu mnie nudziły. Na szczęście w dalszej części książki autorzy postawili na akcję, gdyż ciągle coś się dzieje, kiedy jedna tajemnica zostaje rozwiązana, pojawiają się kolejne, co nieustannie ją napędza.
Główni bohaterowie, czyli Pendergast i D'Agosta niesamowicie przypominają bohaterów wykreowanych przez Arthura Conan Doyle'a, a mowa tu o Sherlocku Holmesie i Doktorze Watsonie. Pendergast to oczywiście Holmes, tajemniczy, inteligentny i spostrzegawczy, znajdujący poszlaki tam, gdzie nikt inny ich nie dostrzega. Vincent D'Agosta, był dla mnie natomiast Watsonem, gdyż bez gadania wykonywał polecenia swojego przyjaciela. Nie jest tak spostrzegawczy jak Pendergast, dlatego zawsze zostawał za nim w tyle. Bohaterowie są naprawdę dobrze wykreowani, jednak irytował mnie ten fakt, że byli odwzorowaniem postaci, które zostały stworzone przez innego autora.
Douglas Preston i Lincoln Child świetnie się uzupełniają. Obaj autorzy posiadają lekki i przyjemny styl, który sprawia, że książkę, czyta się bardzo szybko. Opisy, oprócz tych początkowych, które były naprawdę trochę za długie, pojawiały się w odpowiednich ilościach. Napięcie, budowane stopniowo z każdym rozdziałem zwiększało zapał, z jakim czytamy powieść i ciekawość, która chce zostać zaspokojona.
Granice szaleństwa były naprawdę dobrym kryminałem, oryginalnym pod wieloma względami i na pewno nie nudnym. Rozbudowana i ciekawa fabuła wciąga niesamowicie i zapewnia rozrywkę na kilka długich godzin. Książkę polecam zarówno czytelnikom kryminałów, jak i thrillerów, uważam, jednak, że może spodobać się również osobom, które nie gustują w powieściach tego typu.