„Wszystko traci na znaczeniu, gdy ma się przy sobie kogoś, kogo darzy się niezwykłym rodzajem miłości. Można to sobie uświadomić dopiero wtedy, gdy tej osoby nie ma obok”.
„Jeśli miałam utonąć to z nim. Chciałam tego, co mieliśmy, co udało nam się stworzyć. Nawet jeśli to bolało jak cholera. Miłość wymagała poświęceń, a w naszej pokładałam wiele nadziei”.
Doskonale pamiętam, jak wiele emocji towarzyszyło mi przy czytaniu pierwszego tomu serii „Miss Independent”. Pamiętam, jak wielki żal miałam do autorki, że zakończyła go w taki sposób. I choć jak wielu innych czytelników miałam nie lada problem z postacią Brysona, to jednocześnie, gdy zaczynając czytać tom drugi i widząc napis „cztery lata później” myślałam, że pęknie mi serce.
Długo zastanawiałam się, czy rzeczywiście potrzebny był tak duży skok w czasie. Czy tak długie rozstanie mogłoby mieć jakkolwiek dobry wpływ na zachowanie bohaterów. Dziś, pisząc tę opinię po tym, jak przeanalizowałam całą powieść i uporałam się, ze swoimi uczuciami wiem, że to było bardzo potrzebne! Często słyszy się, że nie możliwością jest, by ktoś tak szybko potrafił się zmienić. I to prawda, zawsze wtedy wydaje nam się, że ta zmiana jest jedynie powierzchowna, nieszczera. I patrząc na to od tej strony te cztery lata, pomimo że raniły moje serce, to jednocześnie rozumiem, że autorka musiała tak postąpić. Czy rzeczywiście zrobiła to po to, by nadać prawdziwość całej przemianie Brysona, nie wiem, w każdym razie, według mnie było do doskonałe posunięcie.
Każdy, kto poznał już historię Brysona i Sophie doskonale wie, jak się ona skończyła. Niewybaczalne błędy, jakie popełnił mężczyzna miały swoje konsekwencje. W momencie, gdy tak naprawdę znalazł kogoś, kto go naprawdę pokochał, swoją impulsywnością i zazdrością w jednej chwili zniszczył wszystko, tracąc kobiet wraz z nią nienarodzone dziecko, dzięki którym miał szansę na szczęśliwe życie.
Mijają lata. Bryson poddaje się terapii, walczy z własnymi demonami, cały czas szuka Sophie, która dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Pomimo że nigdy nie tracił nadziei na odnalezienie jej, gdy dochodzi do ich pierwszego spotkania, nic nie jest takie, jakby tego pragnął. Kobieta, którą stracił, nie pamięta go. Nie wie, kim jest, skąd wie o niej tyle rzeczy, czego od niej pragnie. Jednak z chwilą, w której ponownie ją ujrzał, nic już nie miało znaczenia. Odnalazł ją i zrobi wszystko, by już nigdy jej nie stracić…
***
Ech.. Cóż to była za historia! Jeśli sądziłam, że pierwszy tom zrobił mi sieczkę z mózgu, to nie wiem jak określić, to, jak czułam się, czytając dalsze losy Sophie i Brysona. Ja już kilkukrotnie powtarzałam, że straszna ze mnie beksa, więc nawet nie zliczę, jak wiele razy pociągałam nosem, w trakcie czytania „Mr. Addicted". Nie wiem, czy to dlatego, że sama jestem matką, która nie potrafi nawet pojąć, jak mógłby się czuć mężczyzna, który po latach pierwszy raz widzi swoje dziecko? Czy może dlatego, że dzięki całej gamie emocji, jakie autorka zawarła w tej historii, doskonale czułam wszystkie uczucia, z jakimi borykali się bohaterowie? Nie wiem. Wiem za to, że ta historia to emocjonalna bomba, która niejednokrotnie zmuszała mnie do chwili przerwy, by uspokoić się i ogarnąć wszystko to z czym przyszło się mierzyć bohaterom.
Już przy pierwszej części książki nie miałam wątpliwości, że autorka doskonale wie, o czym pisze. Widać, że w swoje powieści wkłada ogrom pracy, a oprócz całej emocjonalnej otoczki, jaką znajdziemy w tej powieści, ja jestem zachwycona scenami erotycznymi w jej wykonaniu. Naprawdę rzadko zdarza się, by tak dużo scen erotycznych było napisanych ze smakiem. Ostro, pikantnie, zajmująco, ale nie wulgarnie. Dla mnie pomimo swojej intensywności były po prostu piękne.
Myślę, że mogłabym jeszcze pisać i pisać o tej książce. Nie chce jednak tego robić, by niczego niechcący nie zdradzić. Być może nie znajdziemy w tym tomie wielu zaskakujących momentów, choć oczywiście kilka takich było, jednak w moim mniemaniu wcale nie były potrzebne. Ta część została napisana emocjami i za to autorce dziękuję!
Już nie mogę się doczekać finałowego tomu, by przekonać się, jak zakończy się ta historia, bo coś czuję, że autorka ma nam do pokazania jeszcze dużo więcej!
POLECAM CAŁYM SERCEM.