Od jakiegoś czasu wydawnictwo Znak rozpieszcza miłośników true-crime i regularnie poszerza swoją ofertę o kolejne bardzo dobre pozycje z tego gatunku (ok, trafił się i jeden słabeusz - „Wyspa Blackwell” Stacy Horn - chociaż to takie stuprocentowe true crime nie było). "Profiem mordercy” - pierwszą wydaną u nas książką Paula Brittona byłam prze-zachwycona. Ja już wielokrotnie wspominałam była to jedna z najbardziej przerażających lektur, jakie dane mi było czytać. A że ja z tych niestrachliwych, to tym bardziej doceniam te nieliczne książki i filmy, które potrafią u mnie wywołać dreszcze lęku. Kiedy więc w zapowiedziach wydawnictwa zobaczyłam kolejną książkę Brittona - to wiedziałam, że będzie czytane! Z wypiekami na twarzy i ciarkami na plecach. Na pewno! W końcu "Mordercza układanka” trafiła w moje łapki i mogłam zweryfikować swoje przewidywania. I jak to wyszło? Ano, powiem Wam, że drugim Wróżbitą Maciejem to ja raczej nie zostanę. Piszę to z niemałym bólem serca, ale zawiodłam się na „Morderczej Układance". I nie, nie dlatego ze jest to zła książka (bo nie jest), ale przez fakt, iż jest to kompletnie coś innego niż„Profil Mordercy”. A ja nastawiłam się na powtórkę z „Profilu” - oczekiwałam niemal identycznej książki, tylko wiadomo - z nowymi sprawami. Pierwsza książka pisana była z perspektywy Brittona - profilera kryminalnego. Szczegółowe i makabryczne opisy zwłok, miejsc zbrodni, a także ich prawdopodobnego przebiegu. Do tego krok po kroku przedstawiony proces tworzenia profilu sprawcy. Właśnie te elementy sprawiły, iż była to tak wyjątkowo pasjonująca lektura. W „Układance" tego nie znajdziemy. Okej, znajdziemy - ale to jest jakieś 10% całej książki. Reszta to opisy sesji terapeutycznych pacjentów Brittona. Tak jak w „Profilu" poznaliśmy Brittona profilera, tak tu jest Britton psycholog. Poza samymi spotkaniami z chorymi dokładnie opisany jest ich obecny tryb życia oraz dzieciństwo, gdyż to w nim autor upatruje głównej przyczyny późniejszych zaburzeń swoich pacjentów. I wiecie, gdybym ja wiedziała, że to będzie lektura typu "Pamiętniczek początkującego psychologa i przypadki jego pacjentów z kozetki” to pewnie i mój odbiór tej książki byłby inny - bardziej pozytywny. Jednak wydawnictwo i w opisie i w hasłach na okładce jasno reklamuje ją jako true-crime. A prawda jest taka, że „Układance” zdecydowanie bliżej do - również ostatnio bardzo popularnych i masowo wydawanych - książek z rodzaju wspomnień czy zapisków najróżniejszych lekarzy czy innych pracowników służb medycznych.
Nie zamierzam odradzać sięgania po „Morderczą Układankę”, bo parę ciekawych rzeczy się z niej dowiedziałam i (nielicznymi niestety) momentami trudno było mi się od niej oderwać. Jednak sięgając po nową książkę Brittona miejcie na uwadze, że wbrew zapowiedziom wydawcy, drugi „Profil Mordercy” to to nie jest. Z taką wiedzą i nastawieniem prawdopodobnie nie rozczarujecie się srogo jak ja.