Czym dla nas jest koniec świata? To transformacja normalności, całkowita i nie znająca sprzeciwów. Ale koniec świata to przede wszystkim pożegnanie dotychczasowego życia. Nawet jeśli dotyczy tylko twojego ogródka, ulicy, kraju. Wtedy masz tylko dwa wyjścia, poddać się lub walczyć. Ale ta walka nigdy nie jest sprawiedliwa. I nigdy do końca jej nie wygrasz.
Jest rok 2024. Stany Zjednoczone Ameryki przeżywają największy kataklizm jaki widział współczesny świat. Zalane Wschodnie Wybrzeże przez tsunami, trzęsienia ziemi i wreszcie nienaturalnej wielkości grad są wynikiem wybuchu wulkanu. Do tego ludzkość dokłada swoje trzy grosze, nie dostatecznie zabezpieczając szkodliwe chemikalia zmieniające ludzi w zależności od grupy krwi w agresywne bestie. Dawna świetlistość Stanów Zjednoczonych gaśnie w ciągu zaledwie kilku chwil.
Głównym bohaterem jest Dean, przeciętny licealista, którego całe życie wali się podczas zwykłego wyjazdu szkolnym autobusem. W jednej chwili szykuje się na kolejny zwykły dzień, a w drugiej chroni się wśród zniszczonego autobusy przed gigantycznym gradem. Dookoła są tylko martwe ciała kolegów i koleżanek ze szkoły oraz kilku ocalałych uporczywie walczących o przetrwanie. Ta historia zapewne dobiegłaby końca gdyby nie kobieta prowadząca autobus z uczniami gimnazjum i podstawówki, która ratuje nastolatków. Jedynym rozsądnym i zarazem możliwym schronieniem staje się hipermarket Greenway. Odtąd z bandy dzieciaków musza przemienić się w panów własnego losu, zaaranżować swoją nową rzeczywistość i spróbować jak najszybciej ją zaakceptować . Buzujące hormony czy różnice charakterów przestaną mieć znaczenie w obliczu nie do końca znanego im ciągle niebezpieczeństwa.
„Monument 14. Odcięci od świata” to pierwsza część nowej młodzieżowej serii napisanej przez Emmy Laybourne. Trzeba przyznać autorka zręcznie wykorzystała aktualne trendy w literaturze popularnej. Trochę grozy, trochę romansu, wszystko związane w post apokaliptyczną hit wydawniczy. Jak większość tego typu książek pisana, jakby natychmiast miała zostać przeniesiona na ekrany kin. Ale może to i dobrze bo za to musimy być bardziej czujni i podejrzliwi. Jakby z góry było pewne, że ta chwila bezpieczeństwa to złudna zasłona przed prawdziwymi problemami. I tak jest właśnie w Monumencie. Muszę przyznać się, że wielokrotnie nabierałam się na te sztuczki autorki. Chłonęłam emocje, które mi narzucała i mimo wzrodzonej podejrzliwości niejednokrotnie nabierałam się. Co sprawia, że mam do pani Laybourne duży szacunek.
Po za tym byłoby grzechem nie zauważyć głównej zalety. Toż to przecież istna powieść tysiąca charakterów! Każdy bohater obozujący w hipermarkecie zostaje precyzyjnie opisany. Trzeba podkreślić, że są to osoby w różnej kategorii wiekowej od 5 lat do około 17 a i tak utożsamiamy się z nimi i rozumiemy ich.
Mnie autentycznie urzekł Max, mały szkrab z podstawówki z tysiącem opowieści, o których pojęcia nie powinien mieć. Wszystko przez lekkomyślnych, nadużywających alkoholu rodziców. Wiem, to taki śmiech przez łzy. Bo przecież gdyby spojrzeć na Maxa, jak na prawdziwego chłopca z krwi i kości, wtedy na pewno nie byłoby nam do śmiechu.
Inaczej jest z Dean’em. Bycie głównym bohaterem niesie ze sobą wielką odpowiedzialność. Przyznam szczerze bywa denerwujący. Nie jest typem przywódcy czy stratega. W szkole została przyczepiona mu nalepka przeciętniaka i dalej uparcie się jej trzyma. Dean jest także bardzo wrażliwy, a wrażliwy oznacza uczuciowy. W dodatku od niepamiętnych czasów jest zadurzony w starszej koleżance ze szkoły-Astrid, która na domiar złego także została uwięziona w sklepowym więzieniu. Możemy obserwować jego niezdarne i rzadkie próby działania i przejęcia kontroli nad własnym życiem. Kiedy skończyłam czytać tę książkę miałam po prostu nadzieję, że Dean będzie kolejnym bohaterem dynamicznym, a w kolejnych częściach zobaczymy jego inne odsłony. Wierzę w ciebie Dean!
Czym więcej szczegółów tym łatwiej uwierzyć w świat zapisany na kartach papieru. Pani Laybourne rozpieszcza swoich czytelników nie tylko opisami bohaterów, ale także lub przede wszystkim ukazaniem każdego detalu nowego świata, zamkniętego w hipermarkecie Greenway. A jeśli macie problemu z wyobraźnią przestrzenną (Ja!) to prawdziwą gratką staje się dołączona do książki mapka. Mała rzecz a cieszy!
Dostrzegłam w sumie jedyny mankament. Mankament to chyba złe słowo, to detal. Jak dręcząca mucha koło nosa. Chodzi mi o nazwy rozdziałów, które jak dla mnie rozpraszają i zbyt wiele zdradzają. Pod koniec książki miałam ochotę zakrywać je byle nie wiedzieć co dalej się wydarzy przed przeczytaniem. Bo kiedy zerknęłam na jakiś tytuł rozdziału automatycznie zamiast skupić się na początku następnego rozdziału, to ciągle snułam podejrzenia, co wydarzy się za kilka chwil.
Pierwsza część minęła zaskakująco szybko. Mam coraz większe wrażenie, że ten tom to tylko wstęp do czegoś poważniejszego.