Bardzo podoba mi się określenie Młoda Proza Polska (MPP). Tak bardzo, że sama stosuję je do pewnego typu powieści polskich powstających już w XXI. wieku. Nie umiem zdefiniować MPP, umiem za to wykluczyć z tej kategorii czytadła i polską, szeroko pojętą, fantastykę. Żebyśmy mieli jasność, "Mojry" do MPP zaliczam.
Mojry to, w mitologii greckiej, boginie losu. Mojry Sobóla to kobiety, które same sterują swoim losem, tak jak chcą. I mają ze sobą coś wspólnego - wszystkie związane są z Krakowem, gdzie spotykają się ostatniego dnia Festiwalu Kultury Żydowskiej. Wszystkie twierdzą, że już nie płaczą. I wszystkie mają do opowiedzenia opowieść.
Lachesis ma ponad 70 lat, przeżyła II wojnę światową, była w obozie koncentracyjnym, w którym straciła całą swoją rodzinę. Ale udało jej się być szczęśliwą u boku męża, Henryka, któremu pozwalała na wiele, wiele zdrad. Swoją historię opowiada niezidentyfikowanemu młodemu mężczyźnie we własnej kawiarni w Paryżu.
Athropos to 33-letnia pielęgniarka z dziecięcego oddziału onkologicznemu, na którym codziennie styka się ze śmiercią. Aż w końcu śmierć dzieci przestaje ją ruszać. W formie pamiętnika opowiada swoje dni ukochanej, utraconej osobie. Utraconej przedwcześnie. Bo czy gdy niespodziewanie tracimy kogoś, kogo kochamy, to nie jest to przedwcześnie? Athropos powoli wraca do siebie, wraca do normalności, otwiera się na ludzi.
Kloto to prostytutka, która wyrwała się z biednej rodziny, z małego miasta. Życie tam, z nimi, wydawało się jej najgorszym koszmarem. Po ucieczce bardzo szybko zajęła się prostytucją - każde inne zajęcie nie przynosiło jej wystarczającej ilości pieniędzy na utrzymanie. Swoją historię opowiada pisarzowi, jednemu ze swoich stałych klientów.
Książka Sobóla dostarcza wielu okazji do zastanowienia. Zwłaszcza nad samotnością, bo niestety każda z nich jest samotna.
"Mojry" to pozycja, którą zamierzam przeczytać jeszcze przynajmniej raz, bowiem poszczególne zakończenia stawiały opowiadania w całkiem innym świetle. Poza tym, forma książki łapie za serce - napisana prostym językiem, trafia prosto w sedno, bez nadęcia. Czyta się ją wspaniale, co przyznaję z zaskoczeniem, zdarzyło mi się pierwszy raz w życiu! I jeszcze... zastanawiam się ile siebie samego Soból zaklął w Mojrach?
Serdecznie polecam!